W promieniach szczęścia / Agata Przybyłek, 2018
Zdecydowanie nie jest to godna reaktywacja bloga.
Prawdopodobnie nie jest to żadna reaktywacja bloga, bo jestem leniwą bułą.
Od ponad roku ograniczam swoją intelektualną aktywność do wstawiania na stronę na Facebooku kilku zdań na temat wyjątkowo dobrych książek, którymi chciałabym podzielić się z innymi. Żadnego z tych kilku zdań nie uznałam za godne, aby wstawiać tutaj.
Ponieważ jednak dziś postanowiłam poszerzyć swoje horyzonty o zapoznanie się z zupełnie obcym mi gatunkiem literackim i poczułam się jakbym dostała pięścią w nos uznałam, że warto wspomnieć o tym nie tylko w opinii na lubimyczytać i na swoich Fan Page'ch na Facebooku, ale również tutaj. Tak więc na szybko...
Pierwszy raz w życiu sięgnęłam po wydaną polską powieść obyczajową. Zdarzało mi się już wcześniej wygłaszać niepochlebne opinie na temat wysyłanych przez znajome próbek, ale w głębi duszy wierzyłam, że "nieeee no, chyba AŻ takich rzeczy to nie wydają". Ehem... 3 na szynach i tylko dlatego, że nie jestem okrutna z natury.
W bibliotece przejrzałam kilka nowych powieści kobiecych, przy większości nie dałam rady przebrnąć pierwszej strony. A to ktoś robił herbatę, a to uspokajał rozjuszone konie, a to inne bzdety. Wreszcie trafiłam na panią Przybyłek, która nie dała rady zniechęcić mnie od pierwszej strony. Niestety padłam po kilkudziesięciu kolejnych.
Nie chodzi o styl, jest on całkiem znośny, choć mdły - niczego innego nie oczekiwałam. Przerażające jest natomiast podejście do czytelnika jak do kretyna: nastolatka znajduje w śmietniku niemowlę i... zostaje jego matką zastępczą! Tak, to przecież logiczne.
Nie jestem specjalistką od adopcji, ale z tego co mi wiadomo dzieci porzucone są w dramatycznej sytuacji prawnej. Jeśli więc obok dziecka nie leżało perfekcyjnie dopracowane zrzeczenie się praw rodzicielskich (co mało prawdopodobne) jest to bzdura nad bzdurami.
Nad pomysłem, że sąd przyznałby opiekę nastolatce bez pracy, studiów i partnera spuśćmy zasłonę milczenia. Jeśli w dalszej części książki, której nie dałam rady doczytać, nie ma jakiegoś błyskotliwego wybrnięcia z tej sytuacji, a książka faktycznie dzieje się w Polsce XXI wieku, a nie na księżycu... oznacza to, że pani Agata nie ma szacunku dla inteligencji swoich czytelników. A to baaaardzo niedobrze, nawet gdy pisze się powieści dla kobiet.
Z jednej strony człowieka skręca gdy myśli o poziomie powieści, jakie są u nas wydawane, z drugiej jednak strony... to się czyta. Wydawca nie żyje z autorów dobrych, tylko z autorów czytanych. A ja codziennie po kilkadziesiąt razy słyszę w bibliotece prośbę o "coś polskiego proszę pani, może Kasię Michalak... tak żeby było lekko i przyjemnie, bo czytam jak spać nie mogę".
Drogie niewyspane pelikany. Obowiązuje zasada najmniejszego wysiłku - jeśli nie wymagacie od autora żeby się starał to tego nie zrobi. Research ograniczy do wypicia herbatki przed klawiaturą i napisania co mu się zdaje...że łykniecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz