niedziela, 19 marca 2017

Szeol / Magdalena Markiewicz, 2015

Wymiany książkowe to często źródło wielu dobrych pozycji, które są ciekawe i dobrze się je czyta. Niestety, trafiają się także koszmarki takie jak “Szeol”, przy których człowiek wyrzuca sobie, że katuje się taką lekturą sam i na własne życzenie. Tak, sama krzywdziłam swój umysł wypocinami pani Markiewicz i bardzo tego żałuję, dlatego recenzja ta powstała, żeby ustrzec Was przed tym “dziełem”.

O samej pani Magdalenie Markiewicz wiadomo niewiele. Jest ona z zawodu ekonomistką. Współredagowała kwartalnik "Wnętrze i Ogród" i była także wydawcą e-magazynu "Inkubator Kreatywności". Napisała książkę popularnonaukową pt. "Motyle z mojego ogrodu". "Szeol" to jej pierwsza powieść, wielki debiut, który zapewne miał przynieść jej sławę. No niestety, nie wyszło.

Książka “Szeol” to zlepek zdań i rozdziałów, które zupełnie nie mają sensu i do niczego nie prowadzą. Nawet sam wydawca, niejakie Wydawnictwo FIK, chyba nie do końca wie czego dotyczy ta powieść, a świadczy o tym opis na okładce książki.

Lena Szauer - trzydziestoletnia ekonomistka z północnej Polski, pracuje dla międzynarodowej korporacji. Została wytypowana na lidera w zdobywaniu lukratywnych kontraktów, stąd życie jej to pasmo niekończących się podróży, wypełnionych mocą wrażeń, napięć - jak również chwil grozy. Akcja powieści rozgrywa się na trzech kontynentach: w Azji, Afryce i Europie, toteż jest niezwykle dynamiczna i wielowątkowa. Fabuła dotyka również obszaru metafizycznego, niczym z obrazu Botticelliego. Zawieszonego gdzieś pomiędzy, w którym poznajemy wizję apokaliptycznej traumy, dotykającą główną bohaterkę. Poruszone w powieści kluczowe dla fabuły zagadnienia, mogą stanowić lustro, w którym Czytelnik ma szansę wyłuskać odpowiedzi na wiele swoich życiowych pytań. Psychologiczny nurt proponowanej prozy demaskuje niemałą skalę ceny, jaką płaci się za mylenie życiowego spełnienia z powierzchownym konsumpcjonizmem.

Masło maślane bez konkretów i jakiegokolwiek zarysu fabuły, które musiałam przeczytać kilka razy zanim zdołałam wyciągnąć z niego jakąś treść. Rzekome zapewnienia o metafizyce i głębokiej tajemnicy kończą się jedynie na dziwnych, starających się wyglądać na mroczne, opisach, które niczego nie wnoszą i nie mają związku z rozdziałami.

Postać głównej bohaterki, Leny Szauer, nie budzi ani sympatii, ani niechęci. W zasadzie nie wywołuje żadnych uczuć. Jest napisana płytko i bez polotu, tak samo jak dialogi, chociażby bohaterki z jej partnerem życiowym, które brzmią jak rozmowa dwójki nastolatków z gimnazjum.

Akcja pojawia się dopiero po ponad pięćdziesięciu stronach i może nie byłoby to nic dziwnego, gdyby format stron był bardziej skondensowany, zawierał więcej tekstu. Wcześniej brak jest jakichkolwiek nawiązań do tego co ma się wydarzyć. Czytamy tylko o pracy Leny, jej wypadach do KFC i wycieczkach po okolicy.

Ponadto pani Markiewicz uwielbia skupiać się na przewlekłych opisach otoczenia i historii. Zagłębia się w nie z wielką ochotą, poświęca im wiele uwagi, po czym porzuca same sobie, by wrócić do właściwej opowieści. Wtrąca też historie dotyczące bohaterki, które również nie mają znaczenia w dalszej fabule i które nie są na tyle ciekawe, zabawne czy przejmujące, żeby koniecznie je przytaczać (jak opowieść o tym, że Lena lubi ryby, bo kocha morze i chciałaby kiedyś mieszkać w nadmorskiej miejscowości).

W “Szeolu” zadziwia także styl pisania pani Małgorzaty, który wskazuje na całkowity brak umiejętności pisarskich. Całą książkę zastanawiałam się czy autorka przeczytała kiedykolwiek jakąś książkę, ponieważ naprawdę trzeba się postarać, by tak nieudolnie stawiać wszelkie znaki interpunkcyjne i duże litery. Dziwi to tym bardziej, że pani Markiewicz jest rzekomo autorką felietonów, a także pracowała dla kilku czasopism, dlatego zastanawia mnie jak źle wyglądały artykuły, które wyszły spod jej pióra. Cóż tak mnie ubodło? Wiele tego było. Od bezsensownych pauz, przez zastępowanie przecinków i kropek średnikami oraz nadużywania wielokropka, aż do nieudolnej budowy zdań. Winę w tym wszystkim ponosi także wydawca, który prawdopodobnie wydał to “dzieło” bez przeczytania go choć raz.

Równie irytujące jest też wstawianie angielskich słów, które nic nie wnoszą, a są jedynie niezrozumiałym kaprysem autorki, oraz słów takich jak „iż”, „gdyż”, „zaiste”, czy „dziatwa”. Całkowite pomieszanie “nowoczesności” z Sienkiewiczem.

Poniżej kilka przykładów, które są zaledwie ułamkiem całej tej pomyłki zwanej szumnie powieścią i przysięgam na wszelkie świętości, że niczego nie zmieniałam w pisowni tych fragmentów.

Z jednej strony cieszyła się, że uszła z życiem, z drugiej zaś - dręczyły ją niepokojące myśli o tamtym agresorze.

Minęła godzina, nic jednak złego nie wydarzyło się.

...zapyta się jej…

- Nie, oni nie widzą że to ja…, że to ja go zabiłam!

Towarzyszka - książka umilała płynący czas, przenosząc Lenę do innego świata - beztroska i błogość…

Wyrwana z koszmaru ponownie nie zasnęła tej nocy.

Taki life, cóż zrobić.

Niebo przybrało kolor blue…

Wszystko działo się tak szybko, wręcz o wiele za szybko.

- As-salam - odpowiedziała zadziornie, po czym dodała :- widząc twoje podekscytowanie podróżą z pewnością czekasz tu od rana?

Szli w milczeniu; Filip bał się cokolwiek powiedzieć, aby nie rozpalać na nowo pożaru - wolał więc nic nie mówić; Lena natomiast udawała obrażoną.

- Ok. skoro polecasz, to spróbuję, zawsze to coś innego niż duszona wołowina : Zaraz wracam.

- Z pewnością, ale koty zawsze są głodne i jeśli mają taką okazję jak dziś - to ją najzwyczajniej wykorzystają - zapewnił Filip.

- Ok., zaraz wracam.

“Szeol” autorstwa Magdaleny Markiewicz dostaje ode mnie 1/10 punktów.  Książka ta to kpina z czytelników, a jakakolwiek jej promocja to strata czasu. Fabuła nie ma sensu, a rzekoma metafizyka i tajemnica jest dla mnie całkowicie ukryta, ale może to moja wina, może jestem na to zwyczajnie za płytka, jak na dzieła Paulo Coelho. Zastanawia mnie jedynie, jak bardzo bezkrytycznym trzeba być wobec siebie i swojej twórczości, żeby chcieć wydać coś tak złego. Serdecznie nie polecam Wam tej książki. Trzymajcie się od niej z daleka.

1 komentarz: