czwartek, 29 września 2016

Mały światek Don Camillo i jego trzódka / Giovannino Guareschi, 1948

- Panie Jezu, na świecie jest za dużo rzeczy nie w porządku.
- Nie sądzę - odpowiedział Chrystus. - Na świecie tylko ludzie są nie w porządku. Cała reszta funkcjonuje bez zarzutu.

Tym krótkim dialogiem rozpoczęłam swoją przygodę z przeuroczymi opowiadaniami Guareschiego i już wiedziałam, że będzie to przepyszna lektura. Do niczego nie mam chyba tak dobrego nosa jak do książek, a zwłaszcza już tych starszych, z zamierzchłych czasów gdy autorzy dbali o narrację i smak tego co pisali, a nie tylko o pędzącą na łeb na szyję akcję. 

Uwielbiam książki, których autorzy nie czuli się w obowiązku konkurować z filmami rodem z Hollywood, a wręcz przeciwnie - wiedzieli, że odpowiednio poprowadzona książka może ofiarować odbiorcy dużo więcej niż odrobinkę kolorowego zapomnienia. Muszę przyznać, że od bardzo dawna nie czytałam niczego tak pogodnego jak dziełko wąsatego Włocha i od dawna nic nie potrafiło mnie tak rozbawić, rozczulić i momentami nawet wzruszyć. 

Zdecydowanie warto sprawdzić, czy pokładający ufność w Bogu i w pięści wiejski proboszcz zawitał do Waszej biblioteki i czy przypadnie Wam do gustu tak jak mi.

Giovannino Oliviero Giuseppe Guareschi urodził się w 1908 roku, a zmarł w 1968. Był włoski pisarzem, dziennikarzem i satyrykiem, jedynym ojcem pokochanego przeze mnie Don Camilla, którego przygody nawet zekranizowano (pierwszy raz w 1952 roku). Niesforną postać niepoprawnego, zaangażowanego politycznie księdza, umieścił w wiejskim probostwie nad rzeką Pad wśród rozrabiaków, bogaczy i komunistów.

Historia Don Camilla to nieustanny spór z panoszącymi się na wsi komunistami, ale również - gdy zachodziła taka potrzeba - zawierania z nimi paktów o nieagresję, a nawet wzajemna pomoc.

Don Camillo, rubaszny postawny ksiądz o wielkiej pasji do polowań i równie wielkim sercu, jest w stanie zrobić wszystko, aby uratować dusze swoich niesfornych owieczek. Nawet, jeśli trzeba w tym celu od czasu do czasu przetrzepać komuś skórę. Jego największy przeciwnik Peppon - wójt gminy, komunista i antyklerykał równie wiele chce czynić dla uciskanych przez Watykan i bogaczy proletariuszy. Czasem, mimo wzajemnej niechęci muszą stawać po tej samej stronie barykady; tak że czytelnik nie wie nigdy, czy są wrogami czy też najlepszymi przyjaciółmi.

I tak się właśnie powoli żyje na tej małej, włoskiej wsi, gdzie nieustannie zdarzają się małe cuda, a proboszcz codziennie dyskutuje z ukrzyżowanym Chrystusem. Książka zdecydowanie nadaje się dla wszystkich, którzy lubią dobrze napisane obyczajówki oraz posiadają choć szczątkową wiedzę historyczną. Ode mnie dostaje 8/10 punktów za ten mądry, wrażliwy rodzaj humoru, który tak rzadko spotyka się w dzisiejszych książkach.

Po odprawieniu porannej mszy podbiegł do Pepona i znalazł go w warsztacie. Ten, ledwo go ujrzał, wykrzywił się jak ktoś, kogo chwyta nagle potworny ból zębów.
- Peppone - powiedział don Camillo - nie przydałby ci się czołg?
Peppone spojrzał na niego ponuro.
- Jeśli jest ciężki, a ksiądz stanie nieruchomo to i owszem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz