Jeśli
można coś o mnie powiedzieć na pewno, to trzy rzeczy: Kocham Władcę
Pierścieni, szpice miniaturowe i Gwiezdne Wojny. Choć oczywiście
niekoniecznie w takiej kolejności. Na najnowsze Star Wars czekałam odkąd
skończyłam trzynaście lat. Nic dziwnego, że ostatni tydzień przed
premierą spędziłam podekscytowana, otoczona swoimi gwiezdnowojnowymi
gadżetami. Wbrew ogólnemu straszeniu, że każdy kolejny film był coraz
gorszy i nie ma to jak stara trylogia, poszłam na film bardzo pozytywnie
nastawiona. I....
...
...
...
Warto było czekać na taki powrót dziesięć lat! Mało tego, wszystkich tych, którzy nie uznają nowej trylogii mogę śmiało poinformować, że Przebudzenie mocy nie odbiega do najlepszych, starych tradycji i standardów. Jest bardzo zabawnie, lekko, bez nadęcia i przesadnej ilości efektów specjalnych charakterystycznego dla części o Anakinie. Jest dużo śmiesznych fragmentów, zwłaszcza tych nawiązujących do części o nieustraszonej trójce z Luke'm Skywalkerem na czele, a więc powtórzę za Boromirem:
Przebudzenie Mocy dzieje się 30 lat po Powrocie Jedi. Choć Imperium już nie istnieje, na jego zgliszczach wyrósł Nowy Porządek - coś, co skojarzyło się Brudnopisowi jednoznacznie z nazistami z kosmosu - nawet ich przywódca brzmi jakoś z niemiecka... w każdym razie, dobrze nie jest, zwłaszcza że jednym z ludzi Nowego Porządku jest nieopierzony, ale bardzo utalentowany post- Sith. Za pomocą nowej broni, dużo bardziej przerażającej od Gwiazdy Śmierci Nowy Porządek zamierza zamienić w zgliszcza zarówno Republikę jak i rebeliantów. Na drodze stanąć mu może jedynie załoga Sokoła Millenium, dziewczyna żyjąca ze zbierania złomu i były szturmowiec.
Oczywiście, wielu może zarzucić Przebudzeniu Mocy wtórność. To wszystko już było, zakrzykną co bardziej upierdliwi widzowie. Cóż z tego, odkrzyknie Brudnopis. Sam BB-8, jeszcze bardziej rozczulający niż jego poprzednik R2-D2 jest wart biletu do kina i oglądania filmu jeszcze co najmniej 10 razy w domowym zaciszu. Przebudzenie Mocy to esencja wszystkiego za co kochamy Gwiezdne Wojny - akcji, niezwykle dobrze skonstruowanych bohaterów, poświęceń w imię przyjaźni, walki dobra ze złem (również tej wewnętrznej) i nienachalnych wątków miłosnych. Warto również nadmienić, że wszystko w galaktyce się zmienia, ale Han Solo wciąż pozostaje gorący jak silniki jego Sokoła Millenium.
Cóż mogę powiedzieć więcej, aby nic nie zaspoilerować? Tylko dwie rzeczy:
Na koniec screen z ostatniego odcinka The big bang theory o oczekiwaniu na premierę Przebudzenia Mocy : można powiedzieć, że dylematy, strach i późniejszy zachwyt w żaden sposób nie zostały przerysowane. Po wyjściu z kina wyglądałam bowiem praktycznie tak:
Przebudzenie Mocy dzieje się 30 lat po Powrocie Jedi. Choć Imperium już nie istnieje, na jego zgliszczach wyrósł Nowy Porządek - coś, co skojarzyło się Brudnopisowi jednoznacznie z nazistami z kosmosu - nawet ich przywódca brzmi jakoś z niemiecka... w każdym razie, dobrze nie jest, zwłaszcza że jednym z ludzi Nowego Porządku jest nieopierzony, ale bardzo utalentowany post- Sith. Za pomocą nowej broni, dużo bardziej przerażającej od Gwiazdy Śmierci Nowy Porządek zamierza zamienić w zgliszcza zarówno Republikę jak i rebeliantów. Na drodze stanąć mu może jedynie załoga Sokoła Millenium, dziewczyna żyjąca ze zbierania złomu i były szturmowiec.
Oczywiście, wielu może zarzucić Przebudzeniu Mocy wtórność. To wszystko już było, zakrzykną co bardziej upierdliwi widzowie. Cóż z tego, odkrzyknie Brudnopis. Sam BB-8, jeszcze bardziej rozczulający niż jego poprzednik R2-D2 jest wart biletu do kina i oglądania filmu jeszcze co najmniej 10 razy w domowym zaciszu. Przebudzenie Mocy to esencja wszystkiego za co kochamy Gwiezdne Wojny - akcji, niezwykle dobrze skonstruowanych bohaterów, poświęceń w imię przyjaźni, walki dobra ze złem (również tej wewnętrznej) i nienachalnych wątków miłosnych. Warto również nadmienić, że wszystko w galaktyce się zmienia, ale Han Solo wciąż pozostaje gorący jak silniki jego Sokoła Millenium.
Cóż mogę powiedzieć więcej, aby nic nie zaspoilerować? Tylko dwie rzeczy:
- Przebudzenie Mocy otrzymuje od zauroczonego Brudnopisa 9/10 punktów (górna dziewiątka oczywiście)
- Ludzie, idźcie na ten film!
Na koniec screen z ostatniego odcinka The big bang theory o oczekiwaniu na premierę Przebudzenia Mocy : można powiedzieć, że dylematy, strach i późniejszy zachwyt w żaden sposób nie zostały przerysowane. Po wyjściu z kina wyglądałam bowiem praktycznie tak:
Jeszcze nie byłem, wybieram się. Też jestem fanem Gwiezdnych wojen i Władcy pierścieni, ale jeśli o mnie chodzi -to czekam na ekranizację wszystkich "Opowieści z Narni" - szczególnie na "Ostatnią bitwę". Może to dlatego, że na Narni wychowałem się od "małego bąka" i choć jestem już w średnim wieku nadal Narnię kocham jak dziecko. Co więcej, uważam że Lewis był milion razy lepszym pisarzem (i chyba ogólnie człowiekiem) od Tolkiena.
OdpowiedzUsuńNiech Aslan i moc będzie z wami
wilkołak
Byłem, zobaczyłem, du*y nie urywa :)
Usuńwtórność wtórność wtórność
plus
" Jest bardzo zabawnie"
to znaczy:
-białego zagrał czarny (albo odwrotnie)
-w Starwarsach gościnnie wystąpił ET (po zmianie płci)
-lorda Vadera udawała pussy
no i wreszcie uśmiercono pewną beznadziejną postać ;) (taki żart)
film oceniam 5/5
wilkołak w soczewkach
To jak Wilkołaki się wpisują to i ja człowiek, coś napiszę :) Obejrzę w niedługiej przyszłości :)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Przebudzenie Mocy można podzielić fanów Gwiezdnych Wojen na dwie grupy: zadowolonych i tych, których nic już nie zadowoli.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i dziękuję za komentarze
:)
Usuńz całym szacunkiem, ale stwierdzenie faktu iż film jest średni 5/10 (można go było zrobić o wiele lepiej zarówno pod względem fabuły jak i efektów) nie oznacza, że krytykujący go są zblazowanymi marudami.
Oznacza to tylko i aż tyle, że film można było zrobić lepiej
pozdrawiam
W
Doradzałabym szersze spojrzenie na moją wypowiedź.
Usuń