czwartek, 7 stycznia 2016

Piękna i bestia / Christophe Gans, 2014

Która dziewczynka może powiedzieć, że nie kocha bajek? Kochamy je wszystkie, nawet kiedy mamy sześćdziesiąt lat i oglądamy je jedynie z wnukami, mrucząc pod nosem że to straszne głupoty. Z marzenia o księciu z bajki, który uratuje nas z tarapatów nie wyrastamy nawet wtedy, gdy dawno wyszłyśmy za jakiegoś gargulca. 

Oczywiście, ekranizacje ludowych baśni możemy dzielić na te mniej i bardziej przyswajalne przez dorosłych. Na takie, które są w stanie nas oczarować i na takie, które jedynie śmieszą. Przykładem ekranizacji, która całkowicie nie nadaje się dla osób 15+ jest zeszłoroczny Kopciuszek, na którym co prawda piszczałam z zachwytu jak sześciolatka, ale później było mi strasznie wstyd... oprócz pięknych, przesłodzonych obrazków i przerysowanych postaci nic bowiem w Kopciuszku nie dało się znaleźć. Tym bardziej przeraża mnie pomysł, że reżyser Zmierzchu (Przed Świtem) popełnia dla Disney'a Piękną i Bestię. To nie może się dobrze skończyć o czym przekonamy się (na szczęście) dopiero za rok. 

Nie o tym dziś jednak, dziś bowiem chcę Wam polecić La Belle & la bête, produkcję francusko-niemiecką, która bardzo dobrze poradziła sobie z zadaniem bycia ekranizacją baśni, nie bajką. 

Piękna i Bestia to francuska baśń ludowa, wielokrotnie adaptowana na potrzeby literatury, teatru i filmu. Po raz pierwszy została spisana w XVIII wieku. Jak się domyślacie, nie jest to słodka opowieść rodem z kreskówek Disney'a którymi zachwycaliśmy się w dzieciństwie. Na szczęście Gansowi nie zależało na oblepieniu naszych ekranów watą cukrową i wciśnięciu nam do gardła gigantycznego pączka. Tym razem mamy do czynienia z pięknym widowiskiem (podobno kosztowało 30mln euro), który zachwyci zarówno małą dziewczynkę (bogatymi strojami, przepychem scenografii i uroczymi zwierzątkami), ale również sprawi przyjemność dojrzałemu widzowi (chociażby subtelnym erotycznym napięciem i niebywałym seksualnym magnetyzmem grającego bestię Vincenta Cassela). 

Oczywiście nie jest to opowieść trzymająca w napięciu, a bohaterowie to nie mistrzostwo psychologicznej kreacji, ale przecież nie po to sięgamy po ekranizacje baśni, prawda? La Belle & la bête oferuje nam pyskatą, pewną siebie córkę kupca i hojną, pragnącą jedynie miłości bestię. Ofiarowuje nam piękną historię o dojrzewaniu, konsekwencjach złych czynów, poświęceniu w imię miłości i poszanowaniu danego słowa. 

W zimowe, długie wieczory warto zaopatrzyć się w ciepły koc, kubek gorącej czekolady i tą spokojną, leniwą opowieść o ponadczasowych i stałych wartościach, o których nieustannie zapominamy. Gdybyśmy nadal wychowywali swoje dzieci na baśniach, a nie bajkach o kupach czy siusiakach, byłyby może mniejszymi bestiami :)

Film dostaje od Brudnopisa 6/10 punktów

2 komentarze:

  1. Bestia jest kochana a kobieta pyskata/wredna?
    To może się nie spodobać feministkom :)
    Mnie natomiast nie podoba się stereotyp księcia z bajki kupującego sobie miłość prezentami
    ...ale przecież każda bajka ma w sobie ziarno prawdy
    i nie mam tu na myśli "szanowania danego słowa" - to w życiu raczej się nie zdarza

    pozdrawiam
    zły wilkołak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmmm akurat w tej historii książę nie kupował sobie miłości prezentami, ale poprzez cenne dary chciał uratować rodzinę swojej wybranki z opresji... ale co ja tam wiem, w końcu ani ze mnie feministka, ani szowinistka :) a prezenty, jak każda kobieta uwielbiam, najbardziej te kosztujące wiele wysiłku, a nie pieniędzy. Pozdrawiam serdecznie

      Usuń