Czasem
po prostu czytam bardzo dobrą książkę, a później nie wiem co o
niej powiedzieć. Może dlatego, że opowiada o świecie tak zupełnie
odmiennym od mojego, o ludziach jakich nigdy nie miałam okazji
spotkać i o sytuacjach tak ekstremalnych, że trudno je sobie
wyobrazić. Taką właśnie książką jest pierwsza część Złych
psów – prawdziwa opowieść, a jednak tak niezwykła, jakbym
oglądała mocny, brutalny film kryminalny. Druga część wyszła
kilka dni temu i z całą pewnością do niej zajrzę.
Skojarzenie
z filmem kryminalnym nie jest absolutnie przypadkowe – Vega to
przecież autor kultowych filmów - Pitbulla czy Służb specjalnych.
Tym razem spróbował swoich sił w pisaniu książek i trzeba mu
przyznać : zrobił to doskonale.
Przez całe lata niewiele rzeczy mnie ruszało. Robiłem materiały z pedofilami, w środku nocy jechałem z matką zamordowanego dziecka na miejsce zbrodni i kręciłem wywiad, po którym ona lądowała w zakładzie psychiatrycznym. Myślałem, że jestem odporny na te emocje.
Już wstęp książki powala nas
na glebę prawym sierpowym. Vega, jak chyba żaden inny autor zbliżył
się do polskich wściekłych psów i niemal żył ich życiem. Teraz
postanowił spisać wielogodzinne rozmowy z zaufanymi policjantami,
tymi, którzy bez reszty oddali się temu, w co wierzyli. Nie jest to
jednak cukierkowa opowiastka o superbohaterach, a słodko-kwaśna
spowiedź z życia polskiego policjanta. Bywa wesoło, śmiesznie i
wzruszająco, ale dużo częściej jest to historia ciężkiej pracy,
zawodu i frustracji oraz głębokiego wstydu za wszystkie te psy,
które są zbyt potulne...
Co
może powiedzieć o tej książce taki zwykły Brudnopis jak ja? Może
tylko tyle, że dzięki niej zdałam sobie lepiej sprawę z tego, w
jak niebezpiecznych czasach żyjemy. I nie znalazłam w niej ani
jednego uspokajającego elementu. Wściekłe psy bardzo często
spotyka naprawdę paskudny, niezasłużony
koniec...
Jedyne
na czym Brudnopis zna się choć odrobinę i w czym naprawdę potrafi
się rozsmakować jest język. A język rozmawiających ze sobą
policjantów jest wyborny: cięty, suchy i konkretny, ale niepozbawiony barwnej „egzotyki”. We wstępie Vega pisze:
Instrukcja operacyjna mówiła, że oficer operacyjny nieustannie porusza się na granicy prawa. Ta granica jest płynna i dlatego jej interpretacja wielokrotnie zależy od operacyjniaka. Pamiętam, jak policjanci z wydziału zabójstw pierwszy raz zabrali mnie na spotkanie z gangsterami, podczas którego musiałem udawać oficera ze stołecznej. Najbardziej uderzające było dla mnie to, że nie potrafiłem stwierdzić, kto z siedzących przy stoliku jest z policji, a kto z mafii, bo jedni i drudzy wyglądali podobnie.
Trzeba
przyznać: to podobieństwo widać bardzo dobrze w języku. Nawet
jeśli historie z życia najlepszych kryminalnych policjantów Was
nie interesują, ale jesteście czuli na słowo, serdecznie polecam
wam tę książkę. Od Brudnopisa dostaje 8/10 punktów.
Wtedy Królik wyskoczył, wrzasnął „A wy kurwy!”, i bach bach bach bach bach bach bach. Wypierdolił cały magazynek. Szczęśliwie tylko jeden w dupę dostał, jak spierdalał. Ale rykoszetem wlazło mu w dupę, potem po miednicy w bebechy poszło i dalej to tak jakoś mniej szczęśliwie. I gdzieś na klatce bidulka jakiś sąsiad znalazł. Był nieprzytomny, bo już dużo farby mu uszło. No i jak go wzięli do szpitala i tam zaczęli mu w tej dupie grzebać, to zanim go prześwielili, gość pierdolnął w kalendarz.
PS.
Wszystkim czytelnikom przebywającym
w największych miastach Polski pragnę przypomnieć, że jak nigdy
dotąd mają niebywałą okazję zrobić coś pożytecznego swoimi
smartfonami. Jeszcze przez tydzień można korzystać z dobrodziejstw
akcji CzytajPL: ściągnąć darmową aplikację, a później na
jednym z 300 przystanków autobusowych zeskanować kody i wypożyczyć
piętnaście książek za darmo! Wśród nich znajduje się właśnie
pierwsza część Wściekłych Psów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz