Czy
da się w ogóle nie lubić Eco, będąc może nie tyle czytelnikiem,
ile czytelnikiem regularnym i choć odrobinę wybrednym? Nie mam tu
na myśli uroczej turystki zażywającej kąpieli słonecznej i
zastanawiającej się, który romans paranormalny ściągnąć tym
razem z Chomika. Myślę raczej o czytelniku choć odrobinę
zainteresowanym wiarygodnością opisywanych zdarzeń (nawet jeśli
akcja działaby się na wracającym do mody Plutonie), kunsztem
autora i oryginalnością postaci. Czytelnika, który potrafi odmówić
sobie od czasu do czasu pełnej napięcia fabuły dla wesołej
erudycji. Szczerze mówiąc – sama bywam takim czytelnikiem bardzo
rzadko, a już zdecydowanie nie w upalne wakacje. Na szczęście dziś
odrobinę się schłodziło, a mój krzemowy móżdżek rodem ze
Świata Dysku był w stanie przyswoić prawie dwieście stron
cudowności. Cudowności, które wyszły spod pióra ponad
osiemdziesięcioletniego, skromnego profesora i bibliofila, żywego
zbiorowiska anegdotek na wszelkie możliwe tematy (o czym można się
łatwo przekonać zaglądając do jego esejów albo wywiadów).
Przegrani, podobnie jak samoucy, wiedzą zawsze więcej od ludzi sukcesu, bo żeby odnieść sukces, musisz wiedzieć jedno, nie tracić czasu na poznawanie wszystkiego. Satysfakcja płynąc z erudycji zastrzeżona jest dla przegranych. Im więcej ktoś wie, tym bardziej nie powiodło mu się w życiu. (…) Marzyłem o tym, o czym marzą wszyscy przegrani: napiszę kiedyś książkę, która przyniesie mi sławę i bogactwo.
Pana
Colonnę, żyjącego z tłumaczeń z języka niemieckiego
ghostwrittera, mówiącego o samym sobie, że jest człowiekiem
przegranym poznajemy w momencie, w którym z jego kranu nie leci
woda. Przerażająca perspektywa, jeśli ma się tłuste włosy i
randkę za godzinę, ale taka sytuacja raczej Colonie nie grozi.
Czemu więc natychmiast popada w paranoję i postanawia ukryć się
przed światem, dochodząc do wniosku, że we własnym mieszkaniu nie
jest już bezpieczny? Czyż to nie idealny początek powieści?
Dzięki niemu jesteśmy w stanie wybaczyć bohaterowi dość długą
opowieść o swoim zupełnie nieudanym życiu i propozycji pracy w
dzienniku, który... nigdy ma się nie ukazać. Dzienniku, którego
redagowanie zmienia całkowicie życie i postrzeganie świata
człowieka, któremu wydawało się, że nic nie jest już w stanie
go zdziwić. Dziennika, w którego redakcji poznaje ludzi tak samo
intrygujących co zwariowanych, inteligentnych i nietypowych, a
miejscami nawet niepokojących. Dzienniku, w którym kształtuje się
rzeczywistość naiwnych odbiorców i to tylko na próbę. Dzienniku,
którego redaktorów dopada wreszcie rzeczywistość - w formie
wstrząsającej tragedii i potajemnej miłości. Do wszystkiego
dochodzi jeszcze absurdalna teoria spiskowa. Jakże jednak w nią nie
wierzyć, skoro czasopismo, które samemu się tworzy, jest zbiorem
obłudy i przemilczanych faktów, gdzie o opinii publicznej i
prawdzie wspomina się jedynie w formie kpin i żarcików?
Rzecz w tym, że gazety nie służą rozpowszechnianiu wiadomości, służą ich ukrywaniu. Zdarza się fakt x, ty nie możesz o nim nie napisać, zbyt wielu ludziom sprawia to kłopot, więc w tym samym numerze umieszczasz wielkie tytuły, od których włosy stają dęba.
Czy
Brudnopis może chcieć od powieści jeszcze więcej? A no może! I
dostaje tego jeszcze wiele, wiele więcej, ponieważ książka
napisana została mistrzowskim stylem (co akurat było do
przewidzenia), z odpowiednią ilością ciekawostek z zakresie
historii Włoch (co akurat było do przewidzenia), dowcipów słownych
(co akurat było do przewidzenia) i wyjątkowo udanej postaci
kobiecej (czego akurat nie przewidziałam).
Mówiąc to, Braggadocio sprawiał wrażenie kota, który wskoczył ukradkiem na ladę u rzeźnika; gdyby miał wąsy, byłyby nastroszone i drgające...
Eco,
jak wielu pisarzy starej daty, podnosi młodym poprzeczkę wprost
niewyobrażalnie wysoko. Co prawda nigdy nie interesowała mnie
historia Włoch XX wieku, ale połknęłam wersję Eco jak wygłodzona
ptaszyna. Mediolan w 1992 roku, nad którym unosi się jeszcze
przerażające dziedzictwo Drugiej Wojny Światowej, jest
zdecydowanie bardziej przekonujący niż wszystkie spiski wymyślone
przez Browna. A na dodatek opowiada wiele przerażającej prawdy na
temat tego, czego my, szarzy ludzie, nawet się nie boimy. Nie
jesteśmy świadomi tego, że powinniśmy się bać.
Dobry obywatel ma tylko jeden poważny problem: jak nie płacić podatków.
Temat
na pierwszą stronę dostaje od Brudnopisa 9/10 punktów, zostając
jednocześnie zakwalifikowany do książek, które z zachwytem
nazywam zbiorami cytatów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz