środa, 2 września 2015

Temat na pierwszą stronę / Umberto Eco, 2015

Czy da się w ogóle nie lubić Eco, będąc może nie tyle czytelnikiem, ile czytelnikiem regularnym i choć odrobinę wybrednym? Nie mam tu na myśli uroczej turystki zażywającej kąpieli słonecznej i zastanawiającej się, który romans paranormalny ściągnąć tym razem z Chomika. Myślę raczej o czytelniku choć odrobinę zainteresowanym wiarygodnością opisywanych zdarzeń (nawet jeśli akcja działaby się na wracającym do mody Plutonie), kunsztem autora i oryginalnością postaci. Czytelnika, który potrafi odmówić sobie od czasu do czasu pełnej napięcia fabuły dla wesołej erudycji. Szczerze mówiąc – sama bywam takim czytelnikiem bardzo rzadko, a już zdecydowanie nie w upalne wakacje. Na szczęście dziś odrobinę się schłodziło, a mój krzemowy móżdżek rodem ze Świata Dysku był w stanie przyswoić prawie dwieście stron cudowności. Cudowności, które wyszły spod pióra ponad osiemdziesięcioletniego, skromnego profesora i bibliofila, żywego zbiorowiska anegdotek na wszelkie możliwe tematy (o czym można się łatwo przekonać zaglądając do jego esejów albo wywiadów).

Przegrani, podobnie jak samoucy, wiedzą zawsze więcej od ludzi sukcesu, bo żeby odnieść sukces, musisz wiedzieć jedno, nie tracić czasu na poznawanie wszystkiego. Satysfakcja płynąc z erudycji zastrzeżona jest dla przegranych. Im więcej ktoś wie, tym bardziej nie powiodło mu się w życiu. (…) Marzyłem o tym, o czym marzą wszyscy przegrani: napiszę kiedyś książkę, która przyniesie mi sławę i bogactwo.

Pana Colonnę, żyjącego z tłumaczeń z języka niemieckiego ghostwrittera, mówiącego o samym sobie, że jest człowiekiem przegranym poznajemy w momencie, w którym z jego kranu nie leci woda. Przerażająca perspektywa, jeśli ma się tłuste włosy i randkę za godzinę, ale taka sytuacja raczej Colonie nie grozi. Czemu więc natychmiast popada w paranoję i postanawia ukryć się przed światem, dochodząc do wniosku, że we własnym mieszkaniu nie jest już bezpieczny? Czyż to nie idealny początek powieści? Dzięki niemu jesteśmy w stanie wybaczyć bohaterowi dość długą opowieść o swoim zupełnie nieudanym życiu i propozycji pracy w dzienniku, który... nigdy ma się nie ukazać. Dzienniku, którego redagowanie zmienia całkowicie życie i postrzeganie świata człowieka, któremu wydawało się, że nic nie jest już w stanie go zdziwić. Dziennika, w którego redakcji poznaje ludzi tak samo intrygujących co zwariowanych, inteligentnych i nietypowych, a miejscami nawet niepokojących. Dzienniku, w którym kształtuje się rzeczywistość naiwnych odbiorców i to tylko na próbę. Dzienniku, którego redaktorów dopada wreszcie rzeczywistość - w formie wstrząsającej tragedii i potajemnej miłości. Do wszystkiego dochodzi jeszcze absurdalna teoria spiskowa. Jakże jednak w nią nie wierzyć, skoro czasopismo, które samemu się tworzy, jest zbiorem obłudy i przemilczanych faktów, gdzie o opinii publicznej i prawdzie wspomina się jedynie w formie kpin i żarcików?

Rzecz w tym, że gazety nie służą rozpowszechnianiu wiadomości, służą ich ukrywaniu. Zdarza się fakt x, ty nie możesz o nim nie napisać, zbyt wielu ludziom sprawia to kłopot, więc w tym samym numerze umieszczasz wielkie tytuły, od których włosy stają dęba.

Czy Brudnopis może chcieć od powieści jeszcze więcej? A no może! I dostaje tego jeszcze wiele, wiele więcej, ponieważ książka napisana została mistrzowskim stylem (co akurat było do przewidzenia), z odpowiednią ilością ciekawostek z zakresie historii Włoch (co akurat było do przewidzenia), dowcipów słownych (co akurat było do przewidzenia) i wyjątkowo udanej postaci kobiecej (czego akurat nie przewidziałam).

Mówiąc to, Braggadocio sprawiał wrażenie kota, który wskoczył ukradkiem na ladę u rzeźnika; gdyby miał wąsy, byłyby nastroszone i drgające...

Eco, jak wielu pisarzy starej daty, podnosi młodym poprzeczkę wprost niewyobrażalnie wysoko. Co prawda nigdy nie interesowała mnie historia Włoch XX wieku, ale połknęłam wersję Eco jak wygłodzona ptaszyna. Mediolan w 1992 roku, nad którym unosi się jeszcze przerażające dziedzictwo Drugiej Wojny Światowej, jest zdecydowanie bardziej przekonujący niż wszystkie spiski wymyślone przez Browna. A na dodatek opowiada wiele przerażającej prawdy na temat tego, czego my, szarzy ludzie, nawet się nie boimy. Nie jesteśmy świadomi tego, że powinniśmy się bać.

Dobry obywatel ma tylko jeden poważny problem: jak nie płacić podatków.

Temat na pierwszą stronę dostaje od Brudnopisa 9/10 punktów, zostając jednocześnie zakwalifikowany do książek, które z zachwytem nazywam zbiorami cytatów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz