sobota, 20 września 2014

Nie myśl, że książki znikną / Jean-Claude Carrière, Umberto Eco ; wywiad przeprowadził Jean-Philippe de Tonnac, 2010

Wywiad rzeka. Zazwyczaj nie ruszam takich książek, choć najwyraźniej jest to coś, co należy zmienić. To dziwne, że wystarczy tylko jedna dobra pozycja, aby wpłynąć na nasze odwieczne przyzwyczajenia, prawda? Jeden mądrze, nieinwazyjnie poprowadzony wywiad z mądrymi i ciekawymi ludźmi (tu brawa dla pana de Tonnac, który nie przeszkadzał  Carrière i Eco w rozmowie, a wręcz miejscami pomagał), aby nagle zachciało się czytać takich rozmów więcej i więcej! A zwłaszcza jeśli są to rozmowy o książkach! Rozmów ludzi, których chyba nikomu nie trzeba przedstawiać, ale aby tradycji stało się zadość...

Umberto Eco, to przede wszystkim urodzony w 1932 roku włoski filozof i semiolog, estetyk, mediewista, pisarz i felietonista, a także profesor uczelni we Florencji i Bolonii. Oprócz znanych na całym świecie powieści jest też twórcą opracowań, oraz oczywiście prac naukowych i esejów. Zapewne każdy kto słyszy nazwisko Eco, przypomina sobie od razu o Imię róży z 1987 roku. Po przeczytaniu Nie myśl, że książki znikną, zdecydowanie łatwiej będzie zrozumieć intencję pisania tego dzieła, jak również takich jak Historia brzydoty.

Jean-Claude Carrière jest francuskim pisarzem, scenarzystą filmowym i dramaturgiem. Nie brzydził się również zawodem aktora. Trzykrotnie nominowany do Oscara za najlepszy scenariusz. Co ciekawe, również sam tworzył wywiady-rzeki, a urodził się w roku 1931. 

O Jean-Philippe de Tonnac mało powie nam nawet francuska Wikipedia, co jest dość nietypowe, nie sądziłam bowiem, że takie wywiady jak ten przeprowadzają nieznani dziennikarze. W każdym razie uśmiechniętego, siwowłosego mężczyznę można sobie obejrzeć w Google grafika.

Carrière i Eco. Obaj panowie w słusznym wieku i jak najlepszej formie niejednokrotnie zachwycili mnie ciętym jak brzytwa intelektem. Co oprócz bycia sławnymi i cwanymi łączy tych dwóch mężczyzn? Rzecz jasna również oprócz podobnego wieku? Otóż drodzy państwo,  Carrière i Eco uwielbiają chyba ze sobą rozmawiać ( Nie myśl, że książki znikną nie jest bowiem ich jedyną spisaną rozmową ), a do tego obaj są bibliofilami. Zatwardziałymi w swojej pasji, nieco ekscentrycznymi, którzy wydali nie małą fortunę na pisane cuda przeszłości. Sam fakt tego nietypowego w dzisiejszych czasach zamiłowania powinien już skłaniać do tego wywiadu większość moli książkowych. A jeśli dodam, że panowie uwielbiają się prześcigać w opowiadaniu ciekawostek nie tylko na temat książek, ale również historii? Czy to nie powinno sprawić, że jutro rano zapukacie do drzwi swoich osiedlowych bibliotek? 

Nie twierdzę, że jest to książka, którą czyta się bardzo gładko i bez obciążania szarych komórek, ale chyba nie tego oczekuje się od lektury tego typu. Nie jest to coś przyjemnego na jeden wieczór (jak Wycofaj się albo zginiesz którą recenzowałam w poprzednim tygodniu). Nie trzeba jednak bardzo obawiać się tej pozycji, nie powinna być ona zbyt trudna dla nikogo, kto zaliczył maturę z polskiego na więcej niż 50%. Za to z całą pewnością dostarczy czytelnikowi wielu ciekawych informacji i to nie tylko z zakresu wiedzy o książce, ale również filmie czy... głupocie. O głupocie często się tu wspomina i równie często się nią zachwyca, co nie powinno nikogo dziwić jeśli przyjrzeć się bliżej zainteresowaniom rozmówców. 

Jedna czwarta respondentów przeprowadzonej w Londynie ankiety sądziła, że Winston Churchill i Charles Dickens to postaci fikcyjne, a Robin Hood i Sherlock Holmes istnieli naprawdę. 

Cóż więcej dodać? Książka z całą pewnością warta przeczytania. Ja szczerze mówiąc zawstydziłam się przez tę pozycję. Jak każda interesująca lektura na poziomie, uświadomiła mi jak niewiele wiem. I na jakim poziomie sama się znajduję... pewnie jeszcze nie wypełzłam nawet z Rowu Mariańskiego. 
Nie myśl, że książki znikną otrzymuje ode mnie 8/10 punktów i myślę, że jest to książka, która szybko nie zniknie z mojej pamięci. 

Gdy w XIX wieku zamierzano w szkołach teksaskich uczyć języków obcych, pewien senator stanowczo się temu sprzeciwił, wysuwając taki oto całkiem sensowny argument: „Skoro Jezusowi wystarczał angielski, nie musimy znać innych języków”. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz