Są książki, do których powracamy – to niepodważalny fakt. Do niektórych często, mówią bowiem wiele o nas samych. Niektóre dorastają razem ze swoim czytelnikiem, kształtują go i uświadamiają wiele rzeczy. Książki, których wielką mocą są porywające historie, wielowymiarowi bohaterowie i piękne narracje.
To nie jest taka książka. Powróciłam do niej, po dziesięciu latach od czasu jej oryginalnego wydania nie ze względu na to, że opisane w niej sytuacje są w jakiś sposób mi bliskie. Wręcz przeciwnie – Badjoko opowiada o czymś, co dla Europejczyka XXI wieku wydaje się bardziej abstrakcyjne niż loty kosmiczne i fizyka kwantowa.
Powróciłam do niej, bo jest w stanie przybliżyć nam zjawiska, które obserwujemy z trwogą w Internecie i telewizji. Gdy kilka miesięcy temu świat obiegło nagranie dokonane przez członków Państwa Islamskiego, na którym widać dokonującego egzekucji dziesięcioletniego chłopca; my wszyscy, wychowani wśród pluszowych zabawek i pistoletów na wodę, zamarliśmy przerażeni. Jak to się dzieje, że jedne dziesięciolatki to niedojrzałe, przesłodkie stworzonka bawiące się lalkami, podczas gdy inne wychodzą za mąż i przygotowują się do roli matek, a jeszcze inne bez mrugnięcia okiem strzelają ludziom w tył głowy? Co później dzieje się z takimi dziećmi i czy jest dla nich jeszcze ratunek? Zastanawiając się nad tym całkiem niedawno i nad niespokojnymi czasami, które prawdopodobnie nadchodzą, przypomniałam sobie o cieniutkiej, niepozornej książeczce stojącej w mojej biblioteczce i uznałam, że czas do niej powrócić. Może 150 stron relacji prostego, wychowanego na wojnie chłopca nie jest książką na wesołe, wiosenne wieczory i popisem wielkiej elokwencji. Jej prostota i niefrasobliwość z jaką Badjoko opowiada swoją przerażającą historię zdaje się jednak być jej największą zaletą.
Kiedy uniosłem głowę, żeby zobaczyć, co się stało, ujrzałem zwisające z wnętrza mego brzucha trzewia...
To wtedy straciłem życie.Mając trzynaście lat.(...)"Powiedzcie im, że zginąłem jak bohater", pomyślałem jeszcze. Ale nie mogłem się już odezwać.
Badjoko to młody Zairczyk, który w wieku lat dwunastu wraz z dziesiątkami tysięcy innych dzieci został zacięty w szeregi milicji Laurenta Desire Kabili, która w 1996 roku próbowała obalić Dyktaturę Mobutu. Po pięciu latach walk, podczas których ginęli jego najbliżsi przyjaciele, a on również niejednokrotnie otarł się o śmierć, został zdemobilizowany i opowiedział swoją historię. Tragedię, która kosztowała życię ponad trzydziestu tysięcy dzieci, traktowanych przez dorosłych jak mięso armatnie i maszyny do zabijania. W czym tkwi sekret dzieci żołnierzy? Badjoko z prostotą odpowiada: szybko się dostosowują i nie zadają pytań, a jako nieukształtowani młodzi ludzie nie zawracają sobie głowy tak abstrakcyjnymi rzeczami jak moralność. Byłem dzieckiem żołnierzem to prosta, ale dająca do myślenia opowieść o tym, kim my mogliśmy być, gdybyśmy urodzili się w nieco innym miejscu i czasie. Powrót do tej książki nie był czasem straconym, ale również nie należał do przyjemności. Byłem dzieckiem żołnierzem, opowieść z Demokratycznej Republiki Konga lat '90 dostaje ode mnie 7/10 punktów, jako lekcja historii i przestroga.
A kiedy stykałem się z kimś, kto był tam razem ze mną, zaśmiewaliśmy się do łez.
Pamiętasz, jak piliśmy tamtą wodę z kałuży i coś nam się poruszało w ustach?Ha, ha, ha...A tamtą kozę, którą pożarliśmy na surowo?Ha, ha, ha...
To prawda, są książki, których się nie zapomina :)
OdpowiedzUsuń