Chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego taki megaloman jak ja wybrał na podróż pociągiem akurat tę książkę. Dobra, teraz wszyscy udawajmy, że jest to przedni dowcip. A na poważnie, to naprawdę pomyślałam sobie: O! To może być książka o jakiejś piekielnie urodziwej (czytaj: urodziwej jak to co z piekieł wypełza) nieprzeciętnie inteligentnej (bo do tego trzeba mieć IQ liczące aż 100) postaci gotowej na najbardziej nietypowe przygody. W razie gdyby ten Brudnopis mnie zawiódł mam na oku jeszcze jeden, polskiego autora z 2014 roku, ale samo nazwisko Łukjanienko wielbicieli fantastyki przyciąga. Totalnie zakochana w filmie, na podstawie jego bestsellerowej Straży Nocnej (nie mylić z tą napisaną przez świętej pamięci sir Pratchetta) nie mogłam ominąć okazji zapoznania się z jego kolejnymi pomysłami. Brudnopis to jedna z tych książek, które zaskakują pozytywnie i rozczarowują jednocześnie (i błagam, jeśli jeszcze raz zobaczę w jakimkolwiek tekście sformułowanie pozytywnie rozczarować to dostanę zdrowotnego wylewu).
Kirył Maksymow niepozorny manager w firmie komputerowej, pewnego dnia wraca do swojej małej, acz przytulnej kawalerki w Moskwie i zastaje w nim brzydką, kłótliwą babę, która twierdzi, że mieszka w niej od trzech lat. Nie poznaje go jego ukochany pies, siedzący wygodnie na kanapie, a wstrętna baba posiada wszelkie dokumenty potwierdzające miejsce zamieszkania i nawet kupna psa. Wszystko wygląda na wielkie oszustwo w iście rosyjskim stylu, póki dokumenty Kiryła nie zaczynają znikać z urzędów (to akurat nie jest takie nietypowe), byłe dziewczyny i sąsiadki nie przestają go poznawać (najwyraźniej też są w spisku), jego dowód osobisty blednie i rozpada się w rękach (co za chłam) i nawet rodzice zaczynają twierdzić, że nigdy nie mieli syna, a już na pewno nie miał na imię Kirył (o matko! Coś złego się dzieje naprawdę!). Co dzieje się z biednym Kiryłem i dokąd go prowadzi? Otóż moi państwo, do pracy przymusowej. Ten szary człowieczek został powołany do zaszczytnej funkcji bycia celnikiem pomiędzy naszym światem, a światami równoległymi. Moskwa nie jest jedynie Moskwą, a stojąca w niej stara wieża nie jest zwykłą starą wieżą. Kirył ma pilnować przejść i pobierać cło. Brzmi fantastycznie? Niestety, każda praca przymusowa ma swoje wady, a już na pewno wtedy, gdy zaczynasz wsadzać nos w nie swoje sprawy.
Brudnopis to zabawna, napisana lekkim, ale ciekawym stylem opowiastka, która z całą pewnością nie przemęczy waszych neuronów. Można machnąć całą w jeden wieczór, a wasze umysły pozostaną świeżutkie jak poranna bryza. Będziecie się przy nim bawić jak przy niezłej komedii, przetrawicie, wyplujecie i za tydzień nie będziecie pamiętać imion głównych bohaterów. Brudnopis nie jest tego rodzaju fantasy, które zostawi po sobie refleksyjny posmaczek na długie lata. To mój główny zarzut dotyczący tej książki: wszystkie powieści rosyjskie, które czytałam były właśnie lekkie i niefrasobliwe, co bardzo sobie cenię (fantastyka O jakie to wszystko skomplikowane, dowalę tu jeszcze więcej dziwnych słów żeby to unaocznić dawno mi się znudziła). Jednak w Brudnopisie, pomimo świetnego pomysłu i dobrego pióra, czegoś wyraźnie brakuje. Bohaterowie snują się po świecie (ściśle mówiąc: światach) zupełnie bez celu, opowiadając o tym co zjedli na śniadanie albo jaka piękna jest pogoda. Mam wrażenie, że potencjał głównego pomysłu i pióra został zmarnowany przez brak koncepcji poprowadzenia historii. Chyba, że Brudnopis taki ma być i taki jego urok. Nie wszystkie brudnopisy mogą być przecież tak idealne jak ja.
Łukjanienko dostaje ode mnie 7/10 punktów, z czego jeden za chwytliwy tytuł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz