Nightcrawler to film, który obejrzałam co prawda już jakiś czas temu, ale widząc jak jest niedoceniany, chcę Wam go polecić. Mimo nagród i licznych nominacji pozostał w Polsce bez echa – a przynajmniej wśród moich znajomych. Zapytani o niego unoszą brwi i mamroczą no coś tam słyszałem. Możliwe, że to przez mało chwytliwy tytuł, albo jeszcze bardziej tragiczne plakaty. Warto usłyszeć więcej, a może nawet i obejrzeć, a później zastanowić się nad nową definicją człowieka sukcesu. Zajrzyj w głąb siebie i zastanów się, jak daleko mógłbyś się posunąć dla uznania i pieniędzy? Jak dużo masz w sobie z wolnego strzelca?
Lou Bloom to żyjący w kiepskich warunkach drobny złodziejaszek, nieskutecznie próbujący znaleźć pracę. Niestety przeszkadzają mu w tym kryzys gospodarczy oraz dość niepokojąca powierzchowność. W trudnych czasach nie pomaga nawet ponadprzeciętna inteligencja i ambicja, oraz plastyczny umysł samouka. Bloom posługuje się wprawnie językiem tak zwanych ludzi sukcesu i od pierwszych chwil sprawia wrażenie błyskotliwego – wszystkiego nauczył się na kursach internetowych. Tym, czego mu brakuje jest ktoś, kto by go poprowadził. Wystarcza jeden impuls, jeden podsunięty pomysł i kilka sprzyjających okoliczności, aby niepozorny, wychudzony chłopak znikąd rozpoczął swą zawrotną drogę na szczyt. Czy mamy do czynienia z kolejnym filmem z serii od pucybuta do milionera? Trochę tak. Sęk w tym, że nie będziecie raczej kibicować Bloomowi. To, co w nim najbardziej pociągające jest bowiem również jego największą wadą. Otóż moi drodzy, postać mistrzowsko zagrana przez Jaka Gyllenhaala jest małym, paskudnym psychopatą. Psychopatą, który dla dobrego materiału do wiadomości lokalnych nie cofnie się przed niczym. Absolutnie przed niczym.
Nocą słuchasz policyjnego radia i gdy wydarzy się coś strasznego (tym bardziej krwawego i w lepszej dzielnicy miasta tym lepiej) jedziesz na miejsce zbrodni i wszystko filmujesz, a później ścigasz się z innymi wolnymi strzelcami do siedzib lokalnych telewizji. Do pracy potrzebna ci tylko dobra kamera, tupet i brak skrupułów. To wyrafinowane dziennikarstwo nie wymaga niczego innego. Piszesz się na to? Bezgraniczna pazerność telewizji otwiera przed takimi ludźmi jak Bloom zupełnie nowe perspektywy rozwoju.
Nigdy nie poprosiłbym cię o coś, czego sam bym nie zrobił.
Ten kryminał (lub jak kto woli dramat) to jeden z lepszych filmów tego typu jakie widziałam. Mocny, psychologiczny, z niezwykłą grą aktorską i dużą ilością treści. Dający do myślenia i cóż tu kryć – niepokojący. Po obejrzeniu go dwa razy sprawdziłam, czy drzwi do mieszkania są zamknięte i marzę, aby nigdy nie trafić na takiego szefa jak Bloom. Dla mnie Wolny Strzelec jest strzałem co najmniej w ósemkę. Czy 8 na 10 punktów satysfakcjonowałoby jego głównego bohatera? Raczej wątpię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz