Gdybym to ja miała nazwać tę książkę, nadałabym jej tytuł: Kilka słów o Arizonie, czyli miejscu, gdzie wszystko jest tak, jak być powinno. A przynajmniej według moich standardów.
Nasza ziemia to nasza ziemia, możemy na niej robić co chcemy.
W razie zagorzenia nawet zastrzelić na niej napastnika. Jeśli wchodzi się na czyjąś ziemię i wie czym to grozi, to na własną odpowiedzialność, prawda? Ogólnie robimy wszystko na własną odpowiedzialność, bo nie jesteśmy bezrozumnymi zwierzętami, które trzeba najpierw paść, a potem doić. Dbamy o innych ludzi, bo leży to w naszym interesie. O siebie też dbamy, bo takie jest najwyższe prawo, ale jednocześnie obowiązek wszystkich istot żywych i nie można sobie tak po prostu zrzucać tego obowiązku na innych. Wszystkie problemy normuje nie rząd, ale wolny rynek i zdrowy rozsądek.
Tak. Zdecydowanie takie myślenie bardzo mi odpowiada. Nie lubię, gdy karze się mnie za niezapięte pasy. Co kto ma do tego, że w razie wypadku wylecę przez szybę? Moje życie i moje ryzyko. A no tak! Zapomniałam! W ten sposób zginęłoby zwierze dojne, a zwierzęta takie należy utrzymywać przy życiu. I zakazywać, zakazywać, zakazywać... chociażby batoników w szkolnych sklepikach.
Tak. Opowieść o Arizonie zdecydowanie przypadła mi do gustu i bardzo chętnie bym się tam przeniosła. Do Arizony z książki Cejrowskiego, ponieważ nie mam pojęcia, jak bardzo opowieść ta podobna jest do rzeczywistości. I tak, nie miałabym nic przeciwko jedzeniu steków przez całe życie.
Tak. Opowieść o Arizonie zdecydowanie przypadła mi do gustu i bardzo chętnie bym się tam przeniosła. Do Arizony z książki Cejrowskiego, ponieważ nie mam pojęcia, jak bardzo opowieść ta podobna jest do rzeczywistości. I tak, nie miałabym nic przeciwko jedzeniu steków przez całe życie.
Podobno Cejrowskiego można kochać albo nienawidzić, ale nie przechodzi się koło niego obojętnie. Ja zdecydowanie pana Wojciecha lubię. Książki bardziej, programy mniej. Chętnie słucham co ma do powiedzenia na temat polityki i praw obywatela, ale uszy zakrywam, gdy mówi o moralności i Kościele. Trącące średniowieczem podejście zero-jedynkowe w tych kwestiach delikatnie mówiąc napawa mnie niepokojem. Każdy jednak ma prawo do wyrażania swoich przekonań (choć niektórym ludziom przy tym wyłącza się mikrofon) i samą odwagę ich głoszenia w Cejrowskim lubię.
Niektórzy czytelnicy zarzucają WC, że jego zachwyt nad Ameryką jest wkurzający i naciągany, ja jednak (chociażby po przeczytaniu Pamięci absolutnej Arnolda Schwarzeneggera) wcale mu się nie dziwię. Ludziom, którzy lubią polegać na sobie i nie boją się ciężkiej pracy, Ameryka może wydawać politycznym rajem (a przynajmniej wiele stanów). Miejscem, w którym może państwo nie będzie się Tobą opiekować, ale nie będzie również się do wszystkiego wtrącało.
Niektórzy czytelnicy zarzucają WC, że jego zachwyt nad Ameryką jest wkurzający i naciągany, ja jednak (chociażby po przeczytaniu Pamięci absolutnej Arnolda Schwarzeneggera) wcale mu się nie dziwię. Ludziom, którzy lubią polegać na sobie i nie boją się ciężkiej pracy, Ameryka może wydawać politycznym rajem (a przynajmniej wiele stanów). Miejscem, w którym może państwo nie będzie się Tobą opiekować, ale nie będzie również się do wszystkiego wtrącało.
Wyspa na Prerii to kolejna z bardzo dopracowanych edytorsko, ilustrowanych ciekawymi zdjęciami książek WC, jakie czytałam. Kolejna pozycja, którą bez wstydu można podarować komuś pod choinkę (pod warunkiem, że nie jest np. nawiedzonym ekologiem czy wegetarianinem. Od ilości mięsa w książce mógłby go rozboleć żołądek).
W skrzynce na listy leżał kot. Był zapakowany! W dwóch miejscach oklejono go dookoła tułowia srebrną taśmą. W ten sposób nie mógł drapać ani biegać. W ten sposób nabrał też kształtu skrzynki pocztowej, do której go rano włożył barman.
Książka nawet dla kogoś, kto nie jest niewyrobionym czytelnikiem. Cejrowski operuje bardzo prostym, ale przyjemnym językiem i nie trzeba wysilać się przy czytaniu go. Wyspa na Prerii to po prostu czysta rozrywka ze sporą szczyptą polityki i niewybrednego humoru, który najwyraźniej Cejrowskiemu odrobinę stępiał i zrobił się bardziej prymitywny, ale cóż... taki już jest kowbojski dowcip.
Joe wstał, wyszedł w kompletnej ciszy, a potem wrócił z hukiem – wjechał do knajpy na motorze i na naszych oczach próbował rozjechać techników ze Stanowego Urzędu Geodezji. Ścigał ich dookoła baru tak długo,aż jedynym sposobem ratunku stała się ucieczka do służbowej furgonetki i odjazd.
Wyspa to opowieść o wielkim powrocie. Po dwudziestu latach Cejrowski wraca do swojego małego, opuszczonego domku na prerii. Na zachodzie, który jeszcze nie zapomniał, co to znaczy dziki. Do domku, który wygrał w karty. Do miejsca, gdzie pracował jako młody chłopak.
Preria jest trochę dzika, trochę niepiśmienna. Nie jest zacofana! Po prostu poszła w inną stronę niż nasza cywilizacja.
Powraca do miejsca, które niewiele się przez to dwadzieścia lat zmieniło. I tu rozpoczyna swoją opowieść o przyrodzie, kulturze i tamtejszej obyczajowości. O małym miasteczku, o którym nie powiedzielibyście, że leży w tym samym kraju co Nowy York, Chicago czy Los Angeles. Jest po prostu egzotycznie. Tak jak powinno być, tak jak się po Cejrowskim spodziewamy. Nawet jeśli czytając jego opowieści mamy wrażenie, że zmyśla albo przynajmniej coś sobie ubarwia. Warto go czytać nawet wtedy, gdy nie wierzymy w żadne jego słowo, bowiem najważniejsza jest tu rozrywka. Możemy traktować Wyspę jako zwykłą książkę przygodową, co zresztą autor sam proponuje na początku.
W Luizjanie pełno jest groźnej czarnej magii, która nigdy nie służy dobru człowieka, lecz pomiata, oślepia, zniewala, wykorzystuje, niszczy, a ostatecznie zabija. To nie są bajki.
Cóż więcej powiedzieć? Może tylko tyle, że WC potrafi ciekawie opowiadać nie tylko o Indianach, choć akurat te historie najbardziej lubię. I to, że książkę tę warto przeczytać choćby po to, aby uświadomić sobie jak cudowne może być proste życie. Życie, w którym nie ma telefonu ani Internetu, a do najbliższego sąsiada masz kilka mil drogi na przełaj. Życie, w którym potrzeby załatwia się na zewnątrz, ubrania suszy na krzaku, a w kieszeni kurtki mogą zamieszkać myszy. Życie, w którym mieszkanie odkurzasz wiatrem zgodnie z poradami z Rocznika Farmera.
Życie, w którym możesz po prostu usiąść przed domem i zająć się nic nie robieniem.
Na Prerii nie da się uniknąć niczego. Możesz być czujny jak jaszczurka, a preria i tak cię znajdzie, dopadnie i dziabnie, powali i wytarmosi albo opryska. Nie ma skutecznego uniku, który mógłbyś zastosować. W tej sytuacji bycie czujnym jest wysiłkiem pozbawionym celu. Sekret dobrego życia na prerii polega na tym, by umieć się zrelaksować pomimo tych wszystkich rzeczy, które na ciebie czyhają, a ostatecznie i tak cię dopadną.
Wyspa na prerii otrzymuje ode mnie w pełni zasłużone 7/10 punktów.
PS. Ponownie dziękuję Agnieszce J za to, że ma tak dobrze wyposażoną biblioteczkę :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz