Po przeczytaniu tej książki nasuwają mi się dwa
spostrzeżenia. Po pierwsze, ciężko mi się do tego przyznać, ale się
zestarzałam. Po drugie poziom literatury dla młodzieży z roku na rok jest coraz
gorszy. Becca Fitzpatrick zdobyła
popularność sagą Szeptem. Czytałam
tyko pierwszą część kilka dobrych lat temu i jak przez mgłę pamiętam główny
wątek – miłość nastolatki do upadłego anioła. Wśród boomu na wampiry i
wilkołaki, anioł wypadł całkiem nieźle. Black Ice to pierwsza książka, w której
autorka odchodzi od fantastyki i daje nam kryminał. Ciężko mi w to uwierzyć,
ale właśnie do tej kategorii zaliczono Black Ice.
Główna bohaterka Britt przygotowywała się do wyprawy w góry
Treton prawie przez cały rok. Ta wycieczka ma być dla niej szybkim kursem
samodzielności i rozstaniem się z dręczącymi ją wspomnieniami o byłym
chłopaku. Britt zaplanowała podróż ze
swoją najlepszą przyjaciółką Krobie, która do towarzystwa postanowiła zabrać swojego
nowego faceta. Jednak rodzice postawili Krobie jeden warunek – ma z nimi jechać
jej starszy brat, Calvin. Niestety, to Calvin jest byłym chłopakiem Britt,
który porzucił ją po wyjeździe na studia. Britt postanawia zachować zimną krew
i bez dziecinnych rozterek udowodnić mu, że to była najgorsza decyzja w jego życiu. Dziewczyny
spakowały potrzebny sprzęt, ciepłe ubrania i ruszyły do zimowej rezydencji
rodziców Krobie znajdującej się tuż obok szlaku, którym miały wędrować i
spotkać się z chłopakami. W połowie drogi złapała ich śnieżyca, niska
temperatura i coraz silniejsze opady zmusiły dziewczyny do opuszczenia
samochodu i szukania pomocy. Schronienie znalazły w górskim domku ukrytym wśród
drzew. Oprócz schronienia znalazły dwóch tajemniczych, ale bardzo sympatycznych
i przystojnych mężczyzn służących pomocą damom w opałach. Nie trwało to długo,
w jednej chwili Britt i Krobie stały się zakładniczkami – ciężko się sprzeciwić,
jeżeli facet grozi pistoletem najlepszej przyjaciółce. To nie wszystko - Britt w schowku znajduję zwłoki dziewczyny, która
przed rokiem zaginęła w Treton. Czy może być jeszcze gorzej? Owszem, ale o tym
już przeczytacie sami, o ile przeczytacie.
Po pierwsze Black Ice to na pewno nie jest kryminał. Szczerze, to już po
pierwszych trzydziestu stronach wiedziałam jak rozwinie się akcja i jakie
będzie zakończenie. Becca Fitzpatrick napisała kryminał młodzieżowy (sama sobie
zadaje pytanie co to jest), jeżeli już miałabym to nazwać. Oczywiście narracja
jest pierwszoosobowa, czyli najbardziej zdradliwa forma narracji - jak na dłoni
widzimy wszystkie mankamenty stylu autora, w tym przypadku jest znośnie, choć
mogło być lepiej. Jeżeli chodzi o fabułę, sam pomysł całkiem niezły. Moje
klimaty: góry, śnieżyca, trup, młode dziewczynki – z takiej mieszanki można napisać książkę trzymająca w napięciu do ostatnich stron. Największym jednak problem są
bohaterowie, sztampowi dla literatury młodzieżowej, którzy skutecznie odstraszają
czytelnika. Naiwność aż bije ze wszystkich stron i mnie osobiście rozłożyła na
łopatki. Nie ma w tej powieści bohatera dojrzałego i myślącego logicznie, mamy
za to dziewczynę z łatwością zakochującą się w swoim oprawcy. Dziewczynki broń
Boże nie bierzecie sobie tego serca! W prawdziwym życiu nawet nie zdążycie
krzyknąć, a już będziecie zakopane w parku. O zakończeniu nie chce nawet wspominać
– ociekające słodyczą. A gdzie trauma po takich wydarzeniach? Nie ma! Wszystko
wraca do normy w trybie natychmiastowym. Powieść kryminalna to najbardziej
wymagająca odmiana powieści, tego nie pisze się z marszu, nie ma elfów o blond
włosach i nie ma statków kosmicznych, nad którymi zachwyt może zrewanżować
pisarskie niedociągnięcia. Black Ice to romans z wątkiem kryminalnym, ot co. Czyżby criminal
romance?
Szeptem kiedyś mi się podobało, ale to wtedy byłam młodsza :) Co do tej książki to od początku miałam jakieś obawy i raczej mnie do niej nie ciągnie :)
OdpowiedzUsuńJa też czytałam Szeptem jako nastolatka i na tle wszystkich opowieści o wampirach czytało się całkiem nieźle. Na Black Ice po prostu już jesteśmy za stare :)
OdpowiedzUsuń