Powieść Romaina Kaceva, tworzącego pod pseudonimem Romain Gary, w oryginale wydana w 1960 roku, po raz pierwszy została przetłumaczona na polski w 1964 roku, a po raz ostatni w 2004 roku.
Zupełnie tego nie rozumiem, uważam, że powieść ta powinna być regularnie wznawiana i zawsze dostępna w księgarniach. Dlaczego? Bowiem jest to książka napisana w hołdzie dla kobiety niezwykłej, która chciała być i była wielką artystką i której największe dzieło znane jest do tej pory jako pisarz, scenarzysta, reżyser filmowy i dyplomata.
Zupełnie tego nie rozumiem, uważam, że powieść ta powinna być regularnie wznawiana i zawsze dostępna w księgarniach. Dlaczego? Bowiem jest to książka napisana w hołdzie dla kobiety niezwykłej, która chciała być i była wielką artystką i której największe dzieło znane jest do tej pory jako pisarz, scenarzysta, reżyser filmowy i dyplomata.
Obietnica poranka to autobiografia Garego, całkowicie podporządkowana jego matce, biografia która miała pozostawić na wieki ślad po tej niezwykłej kobiecie i być dowodem jej niezwykłego talentu. Talentu do wychowywania jedynaków.
Jak każda artystka, matka Kaceva miała swoje demony, marzenia i wariactwa, a one wszystkie stały się również demonami jej syna. Pępowina między matką, a jej dzieckiem w przypadku pisarza nigdy nie została przecięta, nie zdołała ich rozłączyć nawet jej śmierć, a podejrzewam również – nawet jego śmierć.
Ktoś mógłby powiedzieć, że to tylko wspomnienia poranionego przez swoją psychopatyczną, despotyczną rodzicielkę maminsynka. Ja widzę to inaczej – matką Twojego sukcesu może być wszystko: szczęście, dobre urodzenie, ambicja. A czasem jest nim po prostu Twoja matka.
Gary urodził się w 1914 roku i do 14 roku życia Gary mieszkał w Wilnie i Warszawie, nigdy jednak nie czuł się Polakiem. Jego matka urodziła się w żydowskiej rodzinie mieszkającej w Rosji i była wielką aktorką. Przede wszystkim jednak, ta uboga, samotna kobieta imająca się absolutnie wszystkich możliwych zajęć i czasem nawet osiągająca sukcesy finansowe, kobieta obdarzona niezwykłą inteligencją i zaradnością, a zarazem naiwnością godną małego dziecka, ta kobieta czuła się Francuzką. Marzyła o Francji jak o krainie z baśni i zarażała tym marzeniem swojego syna, tuląc go do siebie w mieście na wschodzie Europy.
Dlatego jestem oburzona hasłem w polskiej Wikipedii, które co prawda zawiera informację, że Gary był francuskim pisarzem, narodowość podając jednak żydowską. Już widzę, jak zareagowałby na to Gary, który z takim uporem walczył o naturalizację, a później honor Francji, a o żydowskich korzeniach matki w swojej autobiografii ledwo wspomniał.
Życie Garego to nieustanna próba udowodnienia, że był wart starań i pokładanej w nim nadziei matki. Wart był tego, że poświęciła mu całe swoje życie i oddała całe swoje serce. Obietnica poranka to opowieść o największej miłości, jakiej może doświadczyć mężczyzna od kobiety, miłości która potrafi człowieka dręczyć, niszczyć, ośmieszać. Miłości, której nie sposób się nie poddać i za którą nie sposób nie być wdzięcznym. Chorej miłości, która jest jedynym źródłem ozdrowienia. Uczucie, które z nędzy w jednym kraju wywyższa Cię do sławy i bogactwa w zupełnie innym miejscu, siłą samej wiary. Obietnica poranka jest również błyskotliwą opowieścią o okresie międzywojennym i drugiej wojny światowej.
Zakochałam się zupełnie w sposobie pisania Garego, który jest melancholijny, ale nie smutny, poważny ale również żartobliwy. Nie nadający sytuacjom zabawnym niższej rangi niż chwilom tragicznym. Bogaty językowo i stylistycznie, a jednocześnie nieprzesadny.
Oczywiście, można zarzucić Garemu kolorowanie faktów czy nawet zmyślanie – wiele z opisywanych sytuacji jest po prostu nieprawdopodobne! Po co jednak, gdy czyta się go tak dobrze? Jeśli nie lubisz autobiografii, albo o Garym nigdy nie słyszałeś i jego osobista historia niewiele Cię obchodzi – zapomnij o tym, że bohaterowie ci żyli naprawdę i czytaj Obietnicę jak zwykłą beletrystykę. A ja obiecuję, że się nie zawiedziesz.
Wszyscy znają historię kameleona, który chciał najlepiej. Posadzono go na zielonym dywanie i kameleon zrobił się zielony. Posadzono go na dywanie czerwonym i zrobił się czerwony. Posadzono na białym i zrobił się biały. Na żółtym stał się żółty. Posadzono go wreszcie na dywanie w szkocką kratę i wówczas kameleon pękł z hukiem. Ja wprawdzie nie pękłem, ale jednak byłem porządnie chory.
Brudnopis uważa, że jest to książka zasługująca na 7/10 punktów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz