Boli mnie głowa, bolą mnie oczy… w zasadzie po przeczytaniu
tej książki boli mnie wszystko. Poczułam się jeszcze gorzej, gdy przeczytałam
tak wiele pozytywnych opinii na różnych portalach internetowych. Nie wypieram się, że czytam głupiutkie romanse. Jak każda kobieta czasami sięgam po takie pierdoły, kiedy jestem zmęczona, nie mam ochoty na nic
wzniosłego i kształcącego, czy po prostu daję się porwać myśli, że może kiedyś
spotkam księcia na białym koniu. Chociaż w mojej wersji bajki młodzieniec oprócz
urody i nienagannych manier, ma wóz pełen książek i bon o wartości 2000 zł na zakupy w Empiku. Nie dajesz mi spać, a w zasadzie Wallbanger (oryginalny tytuł) to książka
o samotnej kobiecie, spotykającej na swej drodze nie księcia, a ogiera.
Caroline jest utalentowaną projektantką wnętrz, wraz z kotem
(symbolem niezależnych i twardych kobiet) wprowadza się do nowego mieszkania w San Francisco. Już pierwszej nocy przekonuję się, że przeprowadzka nie była dobrym pomysłem. Jej nowy sąsiad nie próżnuje – trzy noce, trzy różne kobiety. Ferwor cielesnych uniesień towarzyszących mu kobiet nie daje Caroline spać.
(symbolem niezależnych i twardych kobiet) wprowadza się do nowego mieszkania w San Francisco. Już pierwszej nocy przekonuję się, że przeprowadzka nie była dobrym pomysłem. Jej nowy sąsiad nie próżnuje – trzy noce, trzy różne kobiety. Ferwor cielesnych uniesień towarzyszących mu kobiet nie daje Caroline spać.
Dziewczyna została porządnie przeleciana, otrzymała kilka
klapsów, miała orgazm, spała. To samo spotkało Simona. Założyłam, że to jego
imię – w końcu osóbka lubiąca klapsy ciągle tak się do niego zwracała.
Poważnie, raczej nie mogła zmyślić tego imienia.
Simon swoimi ekscesami rozbudza w kobiecie pragnienia, o których już nawet
sama zapomniała. Caroline rozmyśla o braku życia seksualnego i problemach z orgazmem.
-Nadal nic, co O? – Westchnęłam, patrząc w dół. Gdy mijał
czwarty miesiąc bez O, zaczęłam z nim rozmawiać, jakby był żywą istotą.
Tak naprawdę na dwóch pierwszych
stronach autorka książki przedstawia bohaterkę, potem już niewiele się zmienia, nie ma nic więcej do napisania.
Caroline to miła, całkiem atrakcyjna, osiągająca sukcesy zawodowe i sfrustrowana
seksualnie kobieta. Ma wspaniałe przyjaciółki – nie ma mężczyzny. Ma bajeranckie
mieszkanie – nie ma mężczyzny. Ma kota – nadal nie ma mężczyzny. Oczywiście w
tym momencie poznajemy Simona, faceta nie grzeszącego przyzwoitością, lecz to
nie przeszkadza mu w poderwaniu Caroline, która na początku odsuwa od siebie rodzące się uczucie i chce zniszczyć życie sąsiadowi bawiącemu się w Hugh Hefner'a. W końcu nie daje jej spać i dobrze wygląda w prześcieradle owiniętym
wokół pasa.
Myślałam, że nic gorszego od 50 twarzy Grey’a nie
przeczytam. Myliłam się. Nie wymagam od romansu/erotyka (jest tyle scen erotycznych,
że prędzej do takiej kategorii przypisałabym ową książkę) wzniosłego stylu i poruszania
tematów, które zmienią moje poglądy. Wymagam chwili szczerego śmiechu z głupiego
dialogu. Owszem, kilka razy się uśmiechnęłam pod nosem, ale jak na 300 stron zdecydowanie
za mało. Zwróciłam też uwagę na wykreowanego przez autorkę osobnika płci
męskiej, który tak świetnie radzi sobie w podbojach łóżkowych. Bohaterka daje
rewelacyjny przykład wszystkim kobietom, że można oddać się mężczyźnie, po tym
jak sypiał z trzema dziewczynami na raz. It’s normal.
Nie, nie i jeszcze raz nie. Na pewno nie jest to książka dla
mnie. Dużo seksu wśród mąki na blacie w kuchni, klapsów i jęków. Do tego garść infantylnych
przemyśleń głównej bohaterki.
-O, tak. Łup. -O, tak. Łup, łup. Siła jego pchnięć sprawiała, że przesuwałam się na łóżku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz