niedziela, 30 listopada 2014

Nie dajesz mi spać / Alice Clayton , 2014

Boli mnie głowa, bolą mnie oczy… w zasadzie po przeczytaniu tej książki boli mnie wszystko. Poczułam się jeszcze gorzej, gdy przeczytałam tak wiele pozytywnych opinii na różnych portalach internetowych. Nie wypieram się, że czytam głupiutkie romanse. Jak każda kobieta czasami sięgam po takie pierdoły, kiedy jestem zmęczona, nie mam ochoty na nic wzniosłego i kształcącego, czy po prostu daję się porwać myśli, że może kiedyś spotkam księcia na białym koniu. Chociaż w mojej wersji bajki młodzieniec oprócz urody i nienagannych manier, ma wóz pełen książek i bon o wartości 2000 zł na zakupy w Empiku. Nie dajesz mi spać, a w zasadzie Wallbanger (oryginalny tytuł) to książka o samotnej kobiecie, spotykającej na swej drodze nie księcia, a ogiera.

Caroline jest utalentowaną projektantką wnętrz, wraz z kotem
(symbolem niezależnych i twardych kobiet) wprowadza się do nowego mieszkania w San Francisco. Już pierwszej nocy przekonuję się, że przeprowadzka nie była dobrym pomysłem. Jej nowy sąsiad nie próżnuje – trzy noce, trzy różne kobiety. Ferwor cielesnych uniesień towarzyszących mu kobiet nie daje Caroline spać.

Dziewczyna została porządnie przeleciana, otrzymała kilka klapsów, miała orgazm, spała. To samo spotkało Simona. Założyłam, że to jego imię – w końcu osóbka lubiąca klapsy ciągle tak się do niego zwracała. Poważnie, raczej nie mogła zmyślić tego imienia.

Simon swoimi ekscesami rozbudza w kobiecie pragnienia, o których już nawet sama zapomniała. Caroline rozmyśla o braku życia seksualnego i problemach z orgazmem. 

-Nadal nic, co O? – Westchnęłam, patrząc w dół. Gdy mijał czwarty miesiąc bez O, zaczęłam z nim rozmawiać, jakby był żywą istotą. 

Tak naprawdę na dwóch pierwszych stronach autorka książki przedstawia bohaterkę, potem już niewiele się zmienia, nie ma nic więcej do napisania. Caroline to miła, całkiem atrakcyjna, osiągająca sukcesy zawodowe i sfrustrowana seksualnie kobieta. Ma wspaniałe przyjaciółki – nie ma mężczyzny. Ma bajeranckie mieszkanie – nie ma mężczyzny. Ma kota – nadal nie ma mężczyzny. Oczywiście w tym momencie poznajemy Simona, faceta nie grzeszącego przyzwoitością, lecz to nie przeszkadza mu w poderwaniu Caroline, która na początku odsuwa od siebie rodzące się uczucie i chce zniszczyć życie sąsiadowi bawiącemu się w Hugh Hefner'a. W końcu nie daje jej spać i dobrze wygląda w prześcieradle owiniętym wokół pasa. 

Myślałam, że nic gorszego od 50 twarzy Grey’a nie przeczytam. Myliłam się. Nie wymagam od romansu/erotyka (jest tyle scen erotycznych, że prędzej do takiej kategorii przypisałabym ową książkę) wzniosłego stylu i poruszania tematów, które zmienią moje poglądy. Wymagam chwili szczerego śmiechu z głupiego dialogu. Owszem, kilka razy się uśmiechnęłam pod nosem, ale jak na 300 stron zdecydowanie za mało. Zwróciłam też uwagę na wykreowanego przez autorkę osobnika płci męskiej, który tak świetnie radzi sobie w podbojach łóżkowych. Bohaterka daje rewelacyjny przykład wszystkim kobietom, że można oddać się mężczyźnie, po tym jak sypiał z trzema dziewczynami na raz. It’s normal.

Nie, nie i jeszcze raz nie. Na pewno nie jest to książka dla mnie. Dużo seksu wśród mąki na blacie w kuchni, klapsów i jęków. Do tego garść infantylnych przemyśleń głównej bohaterki.

-O, tak. Łup. -O, tak. Łup, łup. Siła jego pchnięć sprawiała, że przesuwałam się na łóżku.


Porównałabym Wallbanger'a do taniego filmu pornograficznego ze zbyt rozbudowaną fabułą. Paniom, które sięgają po takie książki dla relaksu, nie polecam. Zresztą nikomu nie polecam chyba, że znajdą się wśród Was masochiści. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz