wtorek, 21 października 2014

Alkomator / Jerzy Socała, Igor Strumiński, 2006

Jeśli uważasz, że Polacy piszą za mało o Polsce i Polakach, albo że robią to w sposób nudny i obraźliwy to znak, że nie szukałeś odpowiedniej książki wystarczająco wytrwale.
Jeśli wydaje Ci się, że polska fantastyka musi być ciężka, pozbawiona poczucia humoru i skomplikowana jak budowa Wielkiego Zderzacza Hadronów, a na Suwalszczyźnie nie może dziać się nic ciekawego, oznacza to, że przegapiłeś przezabawną książkę z 2006 roku. 
Jeśli wydaje Ci się, że Amerykanie zarezerwowali sobie temat UFO bezpowrotnie i polscy autorzy nie mają w tej materii nic do powiedzenia, a co więcej – nie da się połączyć ufoludków z naśmiewaniem się z naszej rodzimej polityki i dziennikarstwa, nic bardziej mylnego. I nie, nie trzeba być Lemem, żeby pisać o przybyszach z kosmosu.

Musisz tylko uzbroić się w cierpliwość i poszukać książki Jerzego Socały i Igora Strumińskiego, która dziwnym trafem przeszła bez echa. Może dlatego, że Polacy rzeczywiście nie lubią się śmiać, a może dlatego, że nie lubią się śmiać z samych siebie? A może dlatego, że panowie autorzy tak wyżywają się na mediach i szeroko rozumianej popkulturze, że media poczuły się obrażone i o książce nie wspomniały ani słowem? Tak czy siak, warto ją znaleźć i poświęcić jej jeden, dwa wieczory. Nie jest to co prawda wysublimowany humor, ale czy w pogodę taką jak ta, nie dobrze poczytać o tym jak pięknie świeci słońce w czerwcu, o spaniu pod namiotem i o miłosnych, wakacyjnych podbojach? Hm... no i o kosmicie oczywiście oraz jego zamiłowaniu do polskiej wódki?

Autorzy to dwaj panowie historycy, co w książce widać i czuć. W przerwach akcji i zabawnych dialogów popisują się znajomością historii terenów, o których zazwyczaj się nie myśli. Cóż ciekawego mogło się niby dziać tam, gdzie nie ma Warszawki ani Krakówka? Ano, mogło się dziać, polsko – niemiecko – rosyjska przeplatanka zainteresuje pewnie nie jednego czytelnika. Trzeba przyznać, historycy piszą książki dopracowane, nawet jeśli są to książki z jajem. 

Na okładce małymi literkami umieszczono napis: Powieść tylko dla dorosłych. Nic z tych rzeczy, dzieciaki! Nie o to chodzi, że paskudny kosmita obmacuje to i owo obślizłymi mackami, darujmy sobie takie wyobrażenia. Chodzi raczej o to, że z większości rzeczy w książce nie da się uśmiać nie posiadając choć podstawowej wiedzy o kraju, w którym się żyje. To po prostu byłaby dla was nudna książka. Jeśli jesteście więc bardzo dorosłymi dziesięciolatkami – zachęcam do lektury. A! Zastrzeżenie dotyczy również przedstawicieli stylu lemingowo- klubowego, którzy w życiu nie spali w lesie ani pod gołym niebem, a rozmowy o zakonach krzyżackich i poezji zupełnie ich nie interesują.

Czwarta RP rodzi się w bólach. Politycy politykują, spiskowcy spiskują, dziennikarze … hm... tworzą. Zachodni kapitał wgryza się w polski rynek, a Polacy wgryzają się w golonkę. Studenci śpiewają i piją, zakochują się i walczą o względy ukochanych. Czarowi polskiej wsi ulegają nie tylko niemieccy arystokraci, ale również amerykańscy wysłannicy NATO. Nie miękną tylko ludzie z NASA. Wszyscy się integrują i bawią w najlepsze. Powiedzcie mi – gdzie byłoby lepiej wylądować z misją pokojową? Jesteście obcymi, którzy od lat próbują przebić się do świadomości zwykłych ludzi. Maniacy z amerykańskich służb specjalnych skutecznie udaremniają wam zamiar nawiązania przyjaźni i stosunków handlowych, woląc robić na was paskudne eksperymenty. Gdzie będzie wam zatem lepiej niż w zielonej Polsce? Okazuje się jednak, że lądujecie w samym środku afery związanej z tarczą przeciwrakietową, a wasze niewinne porwania wywołują medialną, gejowsko-szpiegowską burzę. Od czego są jednak przyjaźnie nastawieni studenci, literaci i … wiejscy policjanci?

- Eh, szkoda gadać co się dzieje w tej naszej biednej Rzeczypospolitej... w tym kraju wszystkie chuje u żłoba, zamiast rządzić, zajmują się pierdołami albo szukają na siebie nawzajem haka - w swoim gronie podkomisarz mógł wreszcie szczerze powiedzieć, co myśli o wielkiej polityce.
- A Jankesi przynajmniej robią coś konkretnego. Szukają konsekwentnie UFO i to mi się podoba. Oby coś znaleźli, będzie weselej! - podsumował Żbikowski, rozlewając do kieliszków ostatnią kolejkę. Z tej butelki. 


Opowieść zdecydowanie nie dla wielbicieli książek jednowątkowych. Bohaterów jak mrówek, wątków jak pcheł, dialogów jak psów i do tego wódka leje się jak Niagara. I choć nie można powiedzieć, że książka mnie porwała, ma w sobie tyle entuzjazmu i tyle wiary w pozytywny charakter narodowy Polaków, że nie potrafiłam pożałować jej recenzji. Owszem, miejscami się dłuży, a spośród całego panteonu bohaterów, wyrazistych jest tylko kilka postaci, ale co tam... a te zachodnie to niby co, lepsze?

Gdyby polskie książki były lepiej promowane, a więcej świeżej krwi dopuszczanej do obiegu wydawniczego, naszą prozę czytaliby nawet w kosmosie! Ot co!

Za entuzjazm daję entuzjastycznie 7/10 punktów i liczę na to, że czas Alkomatora dopiero nadejdzie. 

2 komentarze:

  1. Jakże miło po 8 latach przeczytać taką recenzję Alkomatora :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło jest przeczytać książkę, którą warto zrecenzować nawet jeśli jest sprzed 8 lat. Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń