Wyobrażacie sobie, że jedna z waszych cech może być tak dominująca, że przesłania całe wasze życie? Zazwyczaj człowiek potrafi powiedzieć o sobie kilka rzeczy. Chociażby: jestem architektem o przeciętnej
urodzie, miłośnikiem kotów i sportów zimowych. Bohaterem powieści Milleta jest mężczyzna, którego jedyną cechą jest brzydota, a przynajmniej jedyną cechą na której naprawdę się skupia. Jestem brzydki odkrywa narrator powieści w wieku ośmiu lat i żadne z jego licznych sukcesów zawodowych i podbojów seksualnych nie potrafi go od tej świadomości uwolnić. Pogrążony w apatii dziennikarz (niedoszły pisarz), którego nie stać nawet na wyrobienie sobie poglądów politycznych, definiuje się jedynie poprzez swoją twarz, która od najmłodszych lat zrażała do niego ludzi. Z czasem dostrzega, że w pewien sposób brzydota ułatwiła mu wiele rzeczy, ale my jako czytelnicy możemy dostrzec w tym bohaterze znacznie więcej.
Wcale nie jestem przekonana, czy polecać tę książkę. Czy warto czytać powieść, która opowiada jedynie o brzydocie, o tym co złe, a jeśli opowiada o pięknie to w sposób pogardliwy? Nieustannie pożądane piękno to jedynie brak brzydoty? I na odwrót: czy brzydota jest jedynie brakiem piękna? Warto śledzić myśli bohatera, który obserwuje ludzi jedynie poprzez pryzmat ich fizycznych defektów (rzadziej walorów), a kobiety traktuje tak przedmiotowo? Wybiera te brzydkie, stąd tytuł, ponieważ jest głęboko przekonany, że żadna inna bezinteresownie mu się nie odda?
Mniej podróżowałem, i to nie odczuwając przy tym żadnej przyjemności; nawet pragnąłem w ogóle nie zmieniać miejsca pobytu: czy można dotrzeć dalej niż do łona kobiety?
Ja sama sięgnęłam po nią ze względu na tytuł i zachęcającą okładkę. Reklamowano ją jako napisaną niedzisiejszym, arystokratycznym językiem opowieść przeplatającą się z refleksjami na temat piękna i brzydoty... ja nie znalazłam w tym nic z opowieści. Chyba, że jako opowieść potraktować nieustające narzekanie mężczyzny na jego brzydotę, oraz opisy związków z kobietami, które nijak mu nie odpowiadały.
W sumie można odnieść wrażenie, że bohater kobiet się boi i pożąda jednocześnie. Czy cierpią na to wszyscy mężczyźni?
Upodobanie do brzydkich kobiet to ponad sto siedemdziesiąt stron bardzo ładnych słów, bardzo udanych zdań i często ciekawych spostrzeżeń. Nie mniej wydaje mi się, że jest to opowieść której forma przewyższa treść, a treść zatrzymała się na tzw. psychologicznym pogłębieniu postaci.
Brudnopis, wciąż zastanawiający się nad tym, czy chciałby sięgnąć po kolejną książkę francuskiego pisarza, daje tej 5/10 punktów.
Choć nie nawykłem mówić o sobie, a używam w tym celu tonu, który może się wydawać wyniosły, ponadczasowy, jeśli nie wręcz anachroniczny, pewnego rodzaju maski, ale to jedyny sposób jaki znalazłem, by nadać prawdziwą perspektywę tej opowieści, perspektywę przepastną, przyprawiającą o zawrót głowy, bo dzięki siostrze zrozumiałem, że rzeczy skomplikowane i odrażające muszą być powiedziane w języku, którego styl znajduje się o tysiąc mil od ukazywanej ohydy i mroku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz