Przeszukiwanie bibliotecznych półek w celu znalezienia dziwnej, irracjonalnej, czy niesmacznej książki, to jedno z moich hobby. Czuję się trochę jak poławiacz małż – łowię kilkadziesiąt, a tylko w jednej czeka na mnie nagroda. Higiena Mordercy to właśnie taka zniekształcona perła, może nie nosiłaby jej księżniczka, ale ja z chęcią przygarnęłam ją do siebie. Zamiłowanie do literatury nie zna granic.

Z tymi dziwactwami muszą zmierzyć się dziennikarze, którym zależy na błyskotliwym wywiadzie. W tym momencie zaczynają się wartkie dialogi, przenosimy się w sam środek polemiki. Polemiki między pisarzem, a odbiorcami jego tekstów, reprezentowanych przez dziennikarzy. Tach jest przekonany, że większość ludzi czyta książki, nie odkrywając przesłania, jakie autor zawarł w tekście. Czytelnicy zadowalają się jedynie omówieniami lektur, by móc błyszczeć inteligencją na salonach. Staruszek snuję również wiele teorii nie mających racji bytu m.in o tym, że kobieta jest istotą niższą. Tach z premedytacją przejmuję kierowanie rozmową, wytyka pismakom głupotę, sztuczność i zakłamanie po czym wyrzuca ich z mieszkania. Sytuacja zmienia się diametralnie, kiedy ostatni dziennikarz przekracza próg pokoju pisarza i odkrywa tajemnicę morderstwa popełnionego 66 lat temu.
Powieść można interpretować na wiele sposobów, zależy co chcemy w niej odnaleźć. Może to być słaby kryminał, debata filozoficzna, czy diagnoza psychologiczna. Mi zapadło w pamięć jedno zdanie:
Gdybym znał własne myśli, sądzę, że nie zostałbym pisarzem.
Trudno mi się z tym nie zgodzić, szczególnie gdy na co dzień zmagam się z moim twórczym ja. Książka zbudowana jest prawie wyłącznie na samych dialogach, minimum narracji. Czyta się szybko, odpowiednia do autobusu zamiast romansidła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz