niedziela, 10 sierpnia 2014

28 pokoi hotelowych/ Matt Ross/ USA 2012

Zawsze jest dobry czas na kino, szczególnie gdy seans jest w cenie 6 zł. Takie dobrodziejstwa tylko w krakowskim kinie Ars, znajdującym się na jednej z malowniczych uliczek Starego Rynku. 28 pokoi hotelowych to film z 2012 roku, po zwiastunie spodziewałam się mocnych scen erotycznych i w sumie tylko tyle. I oczywiście chciałam uzyskać odpowiedź na pytanie promujące film: „Co nas kręci w seksie z nieznajomym?”
Historia o kobiecie i mężczyźnie, którzy spotykają się podczas delegacji służbowej. On jest pisarzem, ma dziewczynę. Ona jest analitykiem i mężatką. Dwójka zwykłych ludzi, nawiązujących intensywny i niebezpieczny dla ich prywatnego życia romans. Zaczęło się od niewinnego spotkania w restauracji, a powtórzyło się to aż 28 razy, w różnych pokojach hotelowych. Żadnych ckliwych obietnic i wyczerpujących rozstań, nic o sobie nie wiedzą. Jednak na tyle dobrze poznali swoje ciało by uzależnić się od swojego dotyku i cielesnych uniesień. Każde to spotkanie było ucieczką od codzienności, problemów, pracy i drugiej połówki, o której wyobrażenie czasami mijało się z rzeczywistością. Ta podróż przez pokoje pokazuje jak główni bohaterowie zbliżają się do siebie. Przestaje to być tylko fantastyczny seks, ale relacja, która w końcu przeradza się w uczucie. Hotelowy pokój staję się  klatką bez wyjścia. Ta dwójka nie potrafi zrezygnować z dotychczasowego życia, ale też nie potrafi zakończyć romansu, który niszczy ich psychicznie. Spotkania z ograniczonym limitem godzin na seks, rozmowy i zabawę są jak kajdanki, do których nie można znaleźć pasującego klucza.

Historia jest bardzo uniwersalna. Podejrzewam, że dużo osób mogłoby się postawić na miejscu tej dwójki. Niestety muszę przyznać, że ludzie jeżeli chodzi o komplikowanie sobie życia są niesamowicie wykwalifikowani i wciąż stoją na podium. Pytanie, na które miałam znaleźć odpowiedź w filmie, nie dotyczy przedstawionej w nim relacji. To nie jest one-night-stand a regularne spotkania, które doprowadzają do rozkwitu uczucia.

Nie ukrywam, że liczyłam na więcej scen erotycznych. Niestety prawie wszystkie zostały zawarte w zwiastunie. Matt'a Ross'a wolę zdecydowanie jako aktora niż reżysera, któremu w tym przypadku można wiele zarzucić. Między innymi nierównomiernie rozłożenie akcji, z fruwających po pokojach ubrań i pojękiwań przez pierwsze kilkanaście minut filmu, następuje cześć rozmów, w której nie dzieje się już nic specjalnego. Daję plusa, a nawet dużego plusa za zabawne dialogi. Mimo wszystko nie zapłaciłabym pełnej ceny biletu, sam klimat kameralnego kina urzekł mnie bardziej od wyżej opisanej produkcji.                                                                                                                                       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz