poniedziałek, 27 lipca 2015

Księga cmentarna / Neil Gaiman, 2008

Książka, jak na dzisiejsze standardy już dość stara, ale swojego czasu niezwykle popularna - nazwisko autora min. Amerykańskich Bogów i poczytnych komiksów przyciąga wielu. Jak twierdzi ciocia Wikipedia, Gaiman ma powiązania z Polską (jego rodzina wywodzi się z polskich Żydów) oraz od dziecka miał wielki kontakt z fantazjowaniem (jego rodzice są wyznawcami kościoła scientologicznego - nic więcej nie trzeba tłumaczyć).  

W Dictionary of Literary Biography Gaiman jest wymieniony jako jeden z najwybitniejszych żyjących pisarzy fantasy, urban fantasy i science fiction. Poza pisarstwem, zajmuje się dziennikarstwem oraz tworzeniem scenariuszy filmowych i telewizyjnych. Jest autorem bestsellerowych powieści spod znaku grozy, fantasy oraz science fiction. Jest kilkunastokrotnym laureatem wyróżnień Hugo, Nebula, Bram Stoker Award.

I właśnie tego nie potrafię zrozumieć. Oczywiście, przyznam niechętnie, znam go tylko z Gwiezdnego Pyłu i Księgi Cmentarnej właśnie, obie wydają mi się tylko zwykłymi opowieściami dla dzieci. Tak, Drogi Czytelniku, nie daj się zwieść przerażającą okładką po lewej stronie - jedyną straszną rzeczą w tej książce jest fakt, że jej bohaterem jest dziecko. Zacznijmy jednak od początku.

Opowieść zaczynamy od tajemniczego mordercy, który nie może być w pełni usatysfakcjonowany ze swojego ostatniego zadania: miał zamordować czteroosobową rodzinę, a udało mu się wykonać zadanie jedynie w 3/4. Maluszek w pieluszce, jakimś przedziwnym sposobem uciekł z domu wprost na stary, dawno już nie używany cmentarz znajdujący się tuż przy jego domu. Czy maluszek zamarzł tam z zimna, niczym pozbawiona zapałek dziewczynka z innej bajki? Otóż nie, bowiem jego wychowaniem zajęły się dobre duchy oraz inni (mniej lub bardziej sympatyczni) mieszkańcy cmentarza. Oczywiście, podczas wielu przygód (które przytrafiły mu się w czasie bardzo szybkiego, bo niespełna trzystu stronicowego dorastania) Nik wciąż nie może zapomnieć o tajemniczym mordercy... z wzajemnością.

Noooo ja nie wiem... Księgę Cmentarną ledwie zmęczyłam, więc chyba jestem za głupia żeby ją docenić. Jako opowieść dla dzieci wydaje mi się dość fajna, jeśli będę mieć swoje będę je nią straszyła na dobranoc. Oczywiście, że porusza ważne zagadnienia (cóż może być ważniejsze od życia i śmierci), ale robi to na dziecięcym poziomie - nic dziwnego, że w USA jest lekturą dla klas VI. 

Brudnopis spodziewał się czegoś więcej po książce, za którą Gaiman dostał nagrodę Hugo. Ogólnie spodziewał się dużo więcej, skoro autor podobno jest taki super. A co dostał Brudnopis? Taką se opowiastkę, w dodatku naiwną trochę. Więc albo Brudnopis jest jakiś taki nieczuły (co bardzo prawdopodobne: patrz fragment o straszeniu dzieci), albo ta cała Księga Cmentarna przereklamowana. Od Brudnopisa, jedynie za ładny, baśniowy język 7/10. 

- To znaczy, zabijają się? - domyślił się Nik. Miał jakieś osiem lat, zachłannie chłonął wiedzę, często zadawał pytania i nie był głupi.
 - Owszem.
- I to się sprawdza? Po śmierci są szczęśliwsi?
Silas uśmiechnął się tak szeroko, że odsłonił kły.
- Czasami. Zazwyczaj nie. Zupełnie jak ludzie, którzy wierzą, że będę szczęśliwi, jeśli przeprowadzą się w jakieś inne miejsce, lecz przekonują się, że to tak nie działa. Gdziekolwiek się udasz, zabierasz tam siebie, jeśli rozumiesz, co mam na myśli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz