poniedziałek, 23 lutego 2015

Wiedeńczycy z Sinfoniettą / Rainer Honeck, Sinfonietta Cracowia ; Kraków 22.02.2015

Ten wpis nie będzie recenzją. Powiedzmy sobie szczerze: nie mam wystarczającej wiedzy z tego zakresu, aby wygłaszać krytyczne opinie. Będzie raczej zbiorem luźnych myśli i uwag, które (mam nadzieję) skłonią was do wbicia tyłków w eleganckie spodnie i ruszenie na koncert muzyki poważnej. Nie tylko po to, aby posłuchać.

Nie jestem znawcą utworów klasycznych, lecz najzwyczajniejszym w świecie laikiem, który wieczorami słucha radia z muzyką poważną i nie kwapi się, żeby zapamiętywać tytuły utworów albo autorów. W to czy chór jest dobry, czy zły albo czy ktoś w odpowiedni sposób zinterpretował Chopina, muszę wierzyć na słowo. Jedynym kryterium oceny jest podoba mi się / nie podoba mi się. Z całą pewnością jest to sprawiedliwa ocena. A występ Rainera Honecka z Sinfoniettą Cracovią, zorganizowany w cyklu Wiedeńczycy z Sinfoniettą śmiało mogę zaliczyć do udanych. Zwłaszcza, że grali mojego ukochanego Mozarta. Po kolei jednak.

Byliście już w nowym centrum kongresowym w Krakowie? Ice Kraków wygląda paskudnie i prymitywnie z zewnątrz (nowoczesny klocek idealnie wkomponował się w zabytkowy klimat miasta królewskiego), co jednak nie ostudziło mojego pragnienia zajrzenia do środka i pozaglądania we
Wejście do centrum - zdjęcie robione tosterem
wszystkie kąty. Zaczynam od miejsca, w którym odbył się koncert, ponieważ warto iść tam choćby tylko po to, aby zwiedzić centrum. Jest piękniusie, pachnie nowością i najwyraźniej nie było tam jeszcze zbyt wielu studentów, bo wszytko lśni bielą, nie pobrudzone jeszcze przez ciekawskie paluchy. Jest nowocześnie, elegancko i nieprzesadnie. Brudnopis był tak zafascynowany łazienkami, że odwiedzał je dwukrotnie, a starsze panie gubiły się namiętnie w tych lśniących gabinetach luster. No właśnie. Starsze panie. Tu dochodzimy do koncertu, na którym czułam się, jakbym trafiła na uniwersytet trzeciego wieku. Mediana wieku to jakieś sześćdziesiąt lat. Koncerty muzyki poważnej z całą pewnością nie są widowiskami, na których mogłabym spotkać mężczyznę życia – chyba, że przyprowadzi go dziadek. W tym miejscu człek pragnie zakrzyknąć: ludzie, co z wami?! Przecież wiem, że słuchacie Mozarta, czemu nie chcecie zrobić tego na żywo?

Centrum w środku
Jak twierdził Albert Einstein, będący wielkim znawcą Mozarta (kto miałby lepiej rozumieć geniusza niż drugi geniusz, co?), jego muzyka zawiera w sobie wiele stylów, nurtów i tendencji. Jedną z możliwych interpretacji, bardzo emocjonalną i energiczną, zaprezentowała wczoraj Sinfonietta wraz z koncertmistrzem słynnej orkiestry Filharmoników Wiedeńskich, Rainerem Honeckiem. Można było posłuchać Uwertury do opery Wesele Figara z 1784r, V koncertu skrzypcowego A-dur z 1775 i Symfonii nr 40 g-moll z 1788. W trakcie, co chyba dość nietypowe, Honeck wystąpił w potrójnej roli: zarówno jako dyrygent, koncertmistrz i solista. Można by powiedzieć człowiek orkiestra, ale to niesprawiedliwie umniejszyłoby rolę Sinfonieetty Cracovii
I urzekające schody
(której nie mogłam się nie tylko nasłuchać, ale również na nią napatrzeć). Piękne panie, którymi zachwyciłby się pewnie sam Mozart, przystojni mężczyźni (tu proszę wziąć poprawkę na to, że dla Brudnopisa każdy mężczyzna lubiący muzykę klasyczną jest przystojny) i przepiękne instrumenty.
Przecież muzyka klasyczna to nie tylko dźwięk! To również sposób, w jaki muzycy wyczarowują go na przepięknych instrumentach. To sposób, w jaki porusza się dyrygent: w przypadku Honecka można nazwać to płynnym szaleństwem. Przez cały koncert nie mogłam napatrzeć się na światło, grające na skrzypcach solisty (wiedeńczyk, dzięki uprzejmości Narodowego Banku Austrii gra na skrzypcach z 1709 roku) i jego podskakującą energicznie, srebrną grzywkę. Kto twierdzi, że dyrygent i skrzypek nie może być charyzmatyczny jak rockowy gitarzysta? Oczywiście w granicach przyzwoitości. 

Cóż więcej powiedzieć? Kolejny koncert z tej serii 8 marca. Tu mała wskazówka dla panów. Szczególnie tych młodszych: zamiast na film, albo pizzę weźcie swoją dziewczynę na taki koncert. Wcale nie kosztuje dużo więcej niż kino i duży popcorn, a ona poczuje się wyjątkowo. Jeśli nie – rzućcie to prymitywne babsko jak najszybciej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz