Zdecydowałam, że pójdę na ten film nawet nie oglądając zwiastunu i tylko z dwóch powodów. Pierwszy z nich to Dylan O’Brien. Aktor wcielający się
w rolę głównego bohatera zdobył moje serce (aż wstyd się przyznać) w serialu
Teen Wolf. Drugi powód - film oparty na „best-selling
novel”, o której w Polsce mało kto słyszał, a ja jeszcze nie miałam okazji jej
przeczytać. Ciekawe świata wraz z ukochanym Brudnopisem założyłyśmy nowiutkie
rajstopy i ruszyłyśmy do kina.
Thomas budzi się w windzie. Nie pamięta kim jest, co
wcześniej robił i nie wie, gdzie właśnie trafił. Strefa – bo tak nazywa się to miejsce, jest otwartą przestrzenią otoczoną wielkim murem. Thomas nie jest sam, co
miesiąc metalowa klatka wyrzuca na powierzchnię Strefy nowego chłopaka wraz z
zapasami umożliwiającymi przeżycie. Kilkudziesięciu młodych mężczyzn nie
potrafi znaleźć wyjścia z tej pułapki. Mur otaczający Strefę to labirynt.
Labirynt, który co noc zmienia swój rozkład jak żywy organizm. Oprócz tego
zamieszkują go Buldożercy – stwory, które nie są nastawione zbyt przyjaźnie do
mieszkańców Strefy. Kłopotów i pytań bez odpowiedzi jest aż nadto, szczególnie gdy winda przywozi nie chłopca, a dziewczynę z informacją o tym, że jest to ostatnią osobą, która do nich dołączyła. Thomas za wszelką cenę postanawia przeżyć i wydostać się z labiryntu.
Film trzyma w napięciu do ostatnich minut. Aktorzy poradzili sobie naprawdę dobrze w przekazaniu emocji jakie mogłyby towarzyszyć ludziom w takich okolicznościach. Strach, panika, agresja i nadzieja - te uczucia kłębią się na każdym kadrze. Jednym z najważniejszych przesłań filmu jest to, że mimo wszystko powinniśmy walczyć do końca, nawet jeżeli znajdujemy się w sytuacji, która pozornie jest bez wyjścia. Z pewnością takich przeciwności nie pokonamy w pojedynkę, tylko wraz przyjaciółmi, a w obecnych czasach zapominamy jak bardzo ważne są kontakty międzyludzkie.
Czytałam wiele negatywnych recenzji, ze względu na
rozbieżności pomiędzy ekranizacją a książką. Jak pisałam wcześniej, nie
czytałam Więźnia Labiryntu i film jako osobne dzieło jest przyjemne dla oka.
Pokusiłabym się o stwierdzenie, że to dzięki naprawdę młodym i zdolnym
aktorom (warto zwrócić uwagę na Ki Hong Lee czy Thomasa Brodie-Sangstera). Niewykluczone, że zmienię zdanie jak już wezmę do rąk wersję papierową. Film polecam
dla fanów produkcji takich jak Igrzyska
Śmierci czy Equilibrium. Nie
ukrywam też, że niejedna dziewczyna zwróci uwagę nie tylko na efekty
specjalne, ale również na naprawdę przystojne buźki nastolatków. Więzień Labiryntu na pewno nie znajdzie miejsca wśród moich ulubionych filmów, ale na jesienny wieczór spędzony z przyjaciółką to całkiem trafny wybór.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz