Taak, wiem — pewnie wszyscy, którzy chcieli, już to obejrzeli. A większość z wielkich znawców kina rozrywkowego już dawno określiło John Wick sknoconym filmem (zapewne posiłkując się przy tym zaawansowaną znajomością języka angielskiego).
Mi jednak wystarczyło pierwsze dziesięć minut żeby wiedzieć, że będę z Johna zadowolona, posiada on bowiem bardzo satysfakcjonujące elementy:
— Keanu Reeves'a wciąż zachwycającego w czarnym garniturze, mimo pięćdziesiątki na karku (tak, drogie panie TEN Keanu Reeves ma już pięćdziesiąt lat, a my nie potrafimy przestać się do niego ślinić),
— Willem'a Dafoe, w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia oglądając najlepsza czarną komedię wszech czasów, czyli Świętych z Bostonu i który jest najlepszym dowodem na to, że zmarszczki u mężczyzny są seksi.
— Słodkiego szczeniaczka,
— Rosyjskich gangsterów.
Podsumowując: miks, któremu jeszcze żaden brudnopis nigdy się nie oparł. Świetna obsada. Specyficzny, ciężki klimat. Naprawdę dobra muzyka. Niekończąca się akcja, trzymająca w napięciu do ostatnich scen. A gdy pojawiają się napisy końcowe, widz ma ochotę zakrzyknąć "Jeszcze raz! Więcej mordobicia!"
Tym razem zmęczony życiem mężczyzna nie będzie mścił się za zamordowaną kobietę i dziecko, ale za skradziony samochód i psa. W sumie, na jedno wychodzi, bo w imię swojego ukochanego maleństwa (rocznik 69) zabija z takim samym zapałem, z jakim robił to Steven Seagal w latach swojej świetności. Jeśli więc, tak jak mały Brudnopis wychowałeś się na produkcjach z Seagalem, Norrisem, van Dammem czy oczywiście Stallonem, to na pewno pokochasz ten film. Jeśli znasz choć jeden taki obraz, to tak jakbyś znał wszystkie – co nie znaczy, że nie będziesz się świetnie bawić oglądając kolejny. I kolejny. I kolejny. Zwłaszcza tak lekkie i pomysłowe jak John Wick.
Na odpowiednią akcję nie musimy czekać dłużej niż piętnaście minut. Dużo strzelania, ciężkich dowcipów i walenia po mordach. Zadzieranie z facetem, którego jedynym sposobem rozwiązywania konfliktów jest broń palna, nigdy nie jest dobrym pomysłem – nawet jeśli twój tatuś miał z nim kiedyś dobre stosunki, a on jest już od lat na emeryturze. Shit happens.
Tak w ogóle to film powinien się nazywać Baba Jaga (kto obejrzy będzie wiedzieć dlaczego), ale najwyraźniej obawiano się że odbierze mu to powagę. Niepotrzebnie. Oprócz smutnych scen pochówków, nie posiada on bowiem absolutnie żadnej powagi. I chwała mu za to. To po prostu kino akcji w starym, dobrym stylu.
A! I jeszcze jedno! Ostrzeżenie dla kobiet: jeśli wyjdziecie kiedyś za strrrasznie przystojnego faceta, który nie będzie chciał opowiadać o swojej przeszłości, liczcie się z tym, że w piwnicy może trzymać złoto rosyjskich mafiosów. W Hollywood to dość powszechny problem.
— Czy zabiłbyś Johna Wicka za dwa miliony? W końcu byliście sobie bliscy.
— Uznaj sprawę za załatwioną.
Brudnopis uznaje sprawę za załatwioną i w pełni satysfakcjonującą i daje Johnowi Wickowi 7/10 punktów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz